czwartek, 17 listopada 2011

"Docenić życie"

   Witajcie! Ogromnie się cieszę, że wchodzicie na mojego bloga i za to Wam dziękuje. Przepraszam za długie nie wstawianie żadnego opowiadania. Ostatnia klasa gimnazjum dała mi się, jeszcze bardziej we znaki: egzaminy próbne, mało czasu poza lekcjami, a gdy już siadałam do pisania, to najczęściej ktoś mi je przerywał. Akcja zaczyna się dziać na kilka miesięcy, przed rozpoczęciem drugiej edycji GFC, trochę to wydarzenie, które tu nastąpiło nie zgadza się z tak dobrze nam znanym sezonem drugim, ale to w końcu moja wyobraźnia i po prostu tak wyszło. Przepraszam za błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Miłego czytania! Obrazek zamieszczony z: Galactik Football Center. 
***
   Micro-Ice i D'Jok oglądali w swoim pokoju, w Akademii Aarcha reklamę w Arkadia Sports, mówiącą o nowej edycji pucharu GFC, który się już zbliżał wielkimi krokami. Micro-Ice po chwili wyłączył telewizor. Popatrzył wielkimi oczyma na D'Joka siedzącego, na przeciw niego, na łóżku, chwytając się za czoło:
-Stary... Nie mogę uwierzyć, prawie 4 lata temu zdobyliśmy puchar. Jeszcze kilka miesięcy i zaczną się mecze eliminacyjne.
-Masz rację, szybko ten czas leci...- powiedział D'Jok kładąc się na łóżko, dając ręce pod głowę. Myślał o tym, że cała galaktyka znów będzie go oglądać, za już około 4 miesiące. Po tym krótkim rozważaniu spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela i dodał:
   -Już tylko 4 miesiące, ale pamiętaj, że zanim zaczną się mecze czekają nas, delikatnie mówiąc wyczerpujące treningi, dlatego jesteśmy w Akademii Aarcha.
Micro-Ice'owi natychmiast zszedł uśmiech z twarzy. "Nie musiałeś mi o tym przypominać!"- jego spojrzenie mówiło samo za siebie.
-Takie uroki bycia piłkarzem- podsumował Rudy i uśmiechnął się do Małego. Mimowolnie przyjaciel również odpowiedział mu uśmiechem- nie umiał się na niego długo gniewać.

   -Jeszcze TYLKO 4 miesiące- Aarch zaczął swoją przemowę, jak codziennie przed treningiem. Już od tygodnia podkreślał słowo "tylko"- To że jesteście mistrzami nie oznacza, że...- Micro-Ice przestał już słuchać, ponieważ znał tę przemowę prawie całą na pamięć: że wygracie tegoroczny puchar- dokończył w myślach zdanie rozpoczęte przez trenera.
   -Nowo sformułowane treningi, nowa taktyka, jeśli chcecie wygrać to jedyna szansa, żeby tego dokonać. Tylko przez ciężką pracę dojdziemy do finału. A teraz wszyscy do holotrenera!- powiedział głośno, a właściwie wykrzyczał Aarch. Na te słowa Snow Kidsi ożywili się nieco i wstali z foteli oraz weszli na kwadrat, na środku sali treningowej. Po chwili zaczęły pojawiać się ściany holotrenera.
-Drugi mecz Snow Kids z Shadows- skierował te słowa Aarch do Clampa- Powinno im pójść gładko...- stwierdził z lekkimi obawami białowłosy, drapiąc się po brodzie, a technik wystukał coś na swoim "monitorze".
   Jego obawy były niepotrzebne- już po kilku minutach Snow Kids prowadzili 1:0. Byli w doskonałej formie fizycznej i psychicznej, byli także dobrze zgrani. Thran nie popełniał błędów tych co ostatnio- nie sfaulował 3 razy i nie strzelił samobója. Mei również poradziła sobie lepiej- chociaż hologram Sinedd'a "zastraszał" ją, ta odbierała mu piłki pięknymi wślizgami. Reszta drużyny też grała jak prawdziwi profesjonaliści.
   Dochodziła już końcówka meczu. Dzieciaki prowadziły 3:0. Ahito nie puścił żadnej piłki, był jeszcze w pełni zdrowy. Gdy pozostała już tylko minuta biało-niebiescy przeżywali prawdziwe deja vu.
   Micro-Ice, tak jak ponad 3 lata temu przejął piłkę. Tak, to znów była jego chwila. Biegnie dalej, omija  obronę Shadows, jednak na drodze staje mu Sinedd, lecz Mały nie zatrzymuje się, kopię piłkę pomiędzy nogami rywala i sam pod nimi przechodzi. Bezradny napastnik Cieni patrząc przez swoje nogi, z głupią miną wodzi wzrokiem za zbliżająca się do bramki "Trójką". Chwila prawdy: Czy tym razem znów będzie gol???- zastanawiała się drużyna, obserwując wyczyny jednego ze swoich napastników. Już przymierzył się do strzału. Piłka wspomagana oddechem leci wprost do rąk bramkarza... Mimo tego ów zawodnik wpadł z piłką do bramki. Wspaniały gol Micro-Ice'a!
   Po kilku sekundach Shadowsi zaczęli się rozmywać, aż w końcu zniknęli, razem z holotrenerem.
-Świetny mecz Snow Kids! Widać, że uczycie się na błędach. Na dzisiaj to już koniec- oznajmił zadowolony Aarch.
-Dobrze trenerze! Dziękujemy!- radośnie odpowiedziała drużyna.

   Po skończonym treningu wszyscy udali się do sali telewizyjnej. Zdecydowana większość chciała obejrzeć wiadomości, jednak jedna osoba uniemożliwiała dokonanie tej czynności:
-Sinedd znowu stał tak jak wtedy- opowiadał podekscytowany Micro-Ice- i pomyślałem: albo pobiegniesz w lewo albo w prawo Micro-Ice, ale nie mogłem się zdecydować, więc pobiegłem środkiem.
-Tak, tak. Słyszeliśmy już to setki razy- Mei ciężko było wytrzymać kolejną serię opowieści o jego akcjach.
-Tak, wiem...-przyznał brunet, dając wszystkim nadzieję, że już więcej nie będą tego słyszeć- Zamierzam dobić do tysiąca- uśmiechnął się łobuzersko do drużyny. Wszyscy wydali cichy jęk.
-Spokojnie- dodał- to dopiero gdy przyjdę z domu, teraz lecę na przepyszny akilliański obiad- powiedział zostawiając drużynę.

   Droga do mieszkania jego mamy nie była długa, ale najkrótsza też nie. Po 20 minutach dosyć szybkiego tempa doszedł do celu. Wstukał kod do drzwi prowadzących do klatki schodowej, po czym wsiadł do windy, naciskając cyfrę 2. Po niecałej minucie znajdował się już pod drzwiami mieszkania. Kolejny kod już miał za sobą i wszedł do niezbyt dużego przedpokoju.
-Mamo! Już jestem!- odezwała mu się głucha cisza.
-Mamo?- zadał pytanie zaglądając kolejno do: kuchni, salonu, sypialni, swojego pokoju i nawet do łazienki.
   Pewnie znów robi nadgodziny, za swoją przyjaciółkę, która ma małego syna, wymagającego częstej opieki. Gdyby było inaczej na pewno jadłbym teraz smaczny obiad- rozmyślał, był bardzo głodny - Lepiej już pójdę do restauracji, tam na pewno dostanę coś do jedzenia.
   Po upływie kilku minut Micro-Ice znalazł się w restauracji, gdzie pracowała jego mama. Podszedł do lady i ku swojemu zaskoczeniu zauważył tam krótkowłosą blondynkę, wcześniej wspomnianą przyjaciółkę Many-Ice.
-Dzień dobry, pani Skylean! Nie widziała pani mojej Mamy?
-Dzień dobry Micro-Ice! Niestety nie...- zrobiła krótką przerwę i zamyśliła się- Ostatni raz ją widziałam, gdy kończyła zmianę- patrzyła na bruneta wielkimi, lazurowymi, szczerymi oczyma, nie wiedząc jak mu pomóc.
-Dziękuje. Do widzenia- wyszedł szybko z restauracji i biegiem udał się do domu. Pewnie szła inną drogą i się minęliśmy.
   Wchodząc do domu zrobił to co poprzednio- pozaglądał do wszystkich pokoi. Skutek ten sam- nigdzie jej nie było. Może sąsiadka coś będzie wiedzieć? Przecież ona wie o wszystkim co się dzieje w bloku, na pewno wie gdzie Ona jest. Trochę zmartwiony już brunet wyszedł z mieszkania i podszedł do drzwi na przeciwko. Zapukał. Po chwili starsza kobieta otworzyła mu.
-Dzień dobry proszę pani! Nie wie pani gdzie może być moja Mama?- zapytał z nadzieją.
-Przykro mi Micro-Ice  nie widziałam jej odkąd wyszła do pracy.
-Dziękuje- odpowiedział cicho i wrócił do mieszkania.
   Z minuty, na minutę robił się coraz głodniejszy, a tak bardzo chciał zjeść ten akilliański obiad. Siedząc na kanapie i wgapiając się w ścianę, na przeciwko siebie doznał olśnienia. Mamy XXXI wiek, więc mogę się z nią skontaktować przez holotelefon. Czemu wcześniej o tym nie pomyślałem?!- sam był na siebie zły, że nie wpadł na to wcześniej, i że przebiegł "tyle" kilometrów. Po kilku sygnałach łączenia się ukazała mu się obca kobieta. Po chwili zauważył, że była ubrana cała na biało. Pielęgniarka?!- bardzo się zdziwił.
-Czy jest pan kimś z rodziny Many-Ice?
-Tak, jestem jej synem-odpowiedział trochę niepewnie-Powie mi pani co się stało?
-Pańska matka, gdy szła ulicą Galaktyczną niefortunnie się poślizgnęła, uderzając głową o bryłę lodu. Jest w ciężkim stanie. Znajduje się w Centralnym Szpitalu. Inni przechodzący tą ulicą udzielili jej pomocy, stąd mam ten holotelefon- pielęgniarka skończyła wypowiedź a Micro-Ice rozłączył się.
   Przecież ulica Galaktyczna to ta wiodąca z restauracji do domu...- Mały nie mógł uwierzyć, że jego mamie coś się stało. Chwilę siedział jeszcze na kanapie w szoku. W końcu dotarła do niego ta wiadomość. Muszę jechać do szpitala! Zdecydował się wziąć deskę snowboard'ową i pojechać na niej przez góry- tak było najszybciej.

   Po kilku minutach, z jego umiejętnościami jazdy na snowboardzie dotarł na miejsce. Ukazał się mu napis "Centralny Szpital Akilliański- najlepszy dla Akillianinów i nie tylko". Coś mu to mówiło, chociaż nigdy wcześniej tutaj nie był- miał ogromne szczęście: nigdy nie chorował na poważne choroby, wymagające skonsultowania się z lekarzem i nie miał złamanej żadnej kończyny.
   Podszedł do rejestracji. Nie było tam kolejki, co wydawało mu się dziwne, gdyż w telewizji niejednokrotnie widział narzekający tłum ludzi, stojący w długich kolejkach, na korytarzu "centralnego".
   -Gdzie leży Mana-Ice?
-Chwileczkę... Pokój 58. Jest na pierwszym piętrze.
-Dziękuje.
   Micro-Ice już drugi raz w tym dniu przeżywał deja vu. Znów ten sam korytarz, nawet te same drzwi do sali. Stał na chwilę przed nimi, po czym delikatnie nacisnął klamkę. Mana-Ice leżała tutaj sama.
-Mamo?- powiedział brunet z łamiącym się głosem, na widok wszystkich tych rurek, przewodów i reszty aparatury, podłączonej, do jego ukochanej osoby. Mana-Ice otworzyła lekko oczy.
-Micro-Ice- powiedziała bardzo słabo lecz radośnie.
-Jak się czujesz?
-Nie najlepiej- nie chciała okłamywać syna. Ten zaś usiadł na skraju łóżka- Nie gniewaj się na mnie za nie zrobienie obiadu- uśmiechnęła się, chciała rozluźnić panującą atmosferę.
-Wcale się nie gniewam. Pewnie i tak jak cię wypiszą zrobisz mi tamten obiad.
Jego matce w tej chwili posmutniała mina i przymknęła oczy, kryjąc łzy.
-Co się stało? Gorzej się poczułaś?- zmartwił się syn.
-Rozmawiałeś z lekarzami?- brunet zaprzeczył głową. To dobrze- pomyślała.
-Przynieść ci coś? Potrzebujesz czegoś?
-Z chęcią napiłabym się wody. Na korytarzu jest automat z napojami.
-Zaraz będę z powrotem. Ciekawe skąd to wiedziała?
   Spojrzał w prawo i zobaczył nieopodal siebie, na ścianie napis: WODA, obok był zamieszczony rysunek strzałki, wskazującej gdzie trzeba się udać. Właśnie minął zakręt i stanął do krótkiej kolejki do automatu.Gdy nadeszła jego kolej wziął kubek i wrócił się do sali.
   -Proszę, woda!- zawołał z uśmiechem Micro-Ice. Jego matka upiła łyczek i odstawiła na szafce.
   Nagle syknęła z bólu i złapała się za głowę.
   -Lekarza, pomocy, lekarza!- krzyczał Mały, wychylając głowę na korytarz.
-Trzymaj się mamo! Wytrzymaj!- mówił do niej, trzymając ją mocno za rękę.
-Micro-Ice pamiętaj, że cię kocham i nie przestanę- wypowiedziała z pewnością.
-Nie mów tak mamo pro-proszę...- jej syn mówił, jąkając się ze strachu.
-Twój ojciec też cię kocha, czuję to, czuję jego obecność... Głowa do góry, jeszcze się zobaczymy. Wybacz mi...- powiedziała ze słabnącym głosem.
   Wtem nadbiegli lekarze, kazali wyjść brunetowi. Ten siadł na krześle, oparł łokcie na kolanach i zakrył twarz dłońmi. To nie możliwe, nie może umrzeć,nie teraz. Najpierw tato teraz mama... Właśnie sobie coś uświadomił. Już wie skąd wzięło się jego drugie deja vu. Przecież ojciec leżał przed śmiercią w tym szpitalu, gdy byłem mały! Chyba nawet w tej samej sali... To dlatego mama czuje jego obecność, ale ona żyje, nie może umrzeć. Nie może...- powtarzał sobie to zdanie. Starał się nie zacząć płakać, gdyż w końcu jego mama żyje.
   Po kilku minutach wyszło stamtąd parę lekarzy. Micro-Ice szybko stanął, zamrugał kilka razy aby poprawić ostrość widzenia, gdyż łzy mu to utrudniały. Jeden z nich, z miną nie wyjawiającej żadnej emocji podszedł do niego, położył rękę na jego ramieniu i powiedział najgorsze 2 słowa jakie mógł Mały usłyszeć:
-Przykro mi... Próbowaliśmy ją uratować, robiliśmy co w naszej mocy. Jednak przeoczyliśmy jednego krwiaka, który przed chwilą pękł. Wylew krwi był zbyt duży.- powiedział i odszedł, był już przyzwyczajony o informowaniu o śmierci. 
   Micro-Ice jak na nogach z waty podszedł do uchylonych drzwi sali 58. Brał głębokie wdechy, ponieważ zrobiło mu się trochę słabo. Spojrzał na przykryte prześcieradłem ciało.
   -Czemu ta sala musi zbierać żniwo śmierci w mojej rodzinie?- powiedział prawie nie słyszalnie- To moja wina, ja ją zabiłem, pewnie gdybym nie chciał tego obiadu jeszcze by pracowała lub nie śpieszyłaby się do domu- nastała chwila ciszy- ...Przepraszam... mamo- tylko tyle słów mógł powiedzieć na jednym wydechu.
   Podszedł do łóżka lekko odkrył jej głowę. Ujrzał jej twarz, bez żadnego wyrazu. Upadł na kolana, złapał ją za dłoń i mówił:
-Mamo... jeszcze czuję ciepło Twojej dłoni, nie możesz nie żyć...- ostatnie słowa ledwo przechodziły mu przez gardło- Obudź się, wiem, że mnie słyszysz... Jeśli to taki żart i nauczka dla mnie, za to że czasami cię nie doceniałem, to już się nauczyłem tylko otwórz oczy i mnie przytul...- mówił trochę jak małe dziecko przepraszające rodzica, za to co zrobiło. Nie widząc efektu jego przemowy łzy zaczęły mu lecieć coraz gęstsze.
    Nagle poczuł czyjś dotyk. Być może to mama!- pomyślał i spojrzał. Była to tylko zatroskana pielęgniarka, która powiedziała żeby wstał. Poszła z nim do pokoju obok i dała mu tabletki na uspokojenie.
   -Zadzwonię po kogoś z rodziny- oznajmiła.
-Ale...ale j-ja nie mam rodziny...-powiedział powoli.
-Hmm... A przyjaciół?- powiedział współczując nieznajomemu chłopakowi.
-N-n-niech pani zadzwoni po D'Joka. Mam... jego numer w holotelefonie.- dał jej holotelefon.
-Dobrze.
   Po około 20 minutach na korytarzu pojawił się D'Jok. Porozmawiał najpierw z siostrą, żeby zapoznać się z sytuacją, bo wcześniej powiedziała mu, że to nie jest rozmowa na telefon. Po chwili rozmowy podszedł do siedzącego przyjaciela, położył rękę na jego ramieniu, jak wcześniej zrobił to lekarz. Jednak jego mina mówiła, że łączy się z nim w bólu.
   D'Jok dobrze znał Manę-Ice. Była to matka jego najlepszego przyjaciela, zawsze kibicowała Snow Kids'om, jak i służyła mu zawsze dobrą radą, gdy nie miał pod ręką Mai. Była dla niego jak dobra ciotka, której nigdy nie miał, ale mógł sobie ją utożsamiać z matką kolegi.
   Rudy nie chcąc mu pokazywać swojej słabości, by nie zacząć płakać razem z nim przerwał tę chwilę ciszy.
-M-Ice wiem, że ci ciężko, ale nie możesz przesiedzieć tutaj wieczności. Lepiej będzie, gdy znajdziemy się w Akademii i tam na spokojnie wszystko sobie przemyślisz i odpoczniesz.
   Brunet podniósł wzrok, popatrzył się w współczujące oczy Rudego i rozważał chwilę co ma zrobić. W końcu wstał i poszedł z rudzielcem, gdyż i tak już nic nie miało sensu, więc obojętnie mu było gdzie miałby spędzić resztę tego okropnego dnia.

   Po półgodzinie taksówka dotarła pod Akademię. D'Jok zapłacił i wyszedł z niej. O dziwo, obok niego nie było Małego, chociaż był pewny, że wsiadł z nim do pojazdu. Dopiero po chwili dostrzegł, przez zaciemnione szyby taksówki (co było dla niego nienormalne, przy dziennym oświetleniu Akilliana) swego przyjaciela, wpatrującego się w jakiś punkt przed siebie.
   -Już jesteśmy na miejscu- odezwał się D'Jok, po raz pierwszy odkąd wyszli ze szpitala. Brunet lekko się wystraszył, ponieważ został obudzony ze swojego transu. Spojrzał na taksówkarza, którego mina była co raz bardziej zniecierpliwiona. Wygramolił się z taksówki i ruszył przed siebie.
  
   Przyjaciele doszli do wspólnego pokoju. Niższy od razu położył się na łóżku.
   Po co chciałem ten durny obiad?! Wszystko jest teraz bez sensu... Po co mam cokolwiek robić? Nie mam dla kogo żyć. Przecież to głównie Mamę lubiłem rozśmieszać, by ta nie odczuwała braku ojca. Pamiętam jak było jej ciężko gdy odszedł... Te obrazy towarzyszą mi już od wczesnego dzieciństwa. Pewnie będę je widział, do końca życia... To przeze mnie! Kto by pomyślał, że przez głupią zachciankę możesz zabić najbliższą osobę... Właśnie głupią zachciankę! Zachcianki są złe... Ale jeśli to wszystko jest nieprawdą? Może się uszczypnę, być może to sen? Ał!!! Nie, to jednak nie sen, tylko cholerny koszmar- życie. Jeszcze te deja vu... Starałem się zatrzeć wspomnienia sprzed kilkunastu lat, ze szpitala, ale wszystko dziś powróciło.  Oczy znów szczypią, muszę przestać płakać. Ale jak? Chyba sen jest ucieczką od zmartwień... Nigdy wcześniej ich nie miałem, ale co szkodzi spróbować zasnąć? Mam nadzieję, że mi się to uda.
  
Micro-Ice wyciszył swoje myśli i powoli odpływał, widząc cały czas obraz swojej nie żyjącej matki.
  
   Pip-pip-pip! Dźwięk budzika obudził bruneta, 6:00- pokazywał godzinę napis na zegarze. Micro był trochę zszokowany, gdyż położył się po południu, nigdy tak długo nie spał. Chwilowo tylko tyle pamiętał z poprzedniego dnia.
-Dzień dobry!- powiedział D'Jok przeciągając się w łóżku.
-Dzień dobry!- odpowiedział, nawet z radością, ku zaskoczeniu Rudego.
-Pójdziesz dziś na trening?- zapytał się z troską.
   Niby dlaczego nie miałbym pójść?- miał już zadać pytanie, ale wydarzenia dnia wczorajszego, jak niespodziewana fala uderzyły o brzeg jego pamięci. Spokojna bryza, która była na początku w jego głowie przerodziła się w istny sztorm negatywnych myśli. Jego twarz znów była smutna.

   Śniadanie jadł tylko dlatego, gdyż inni mu kazali, gdyby nie współlokator pewnie nie wyszedłby z pokoju. Drużyna wiedziała o zaistniałej sytuacji, od wczoraj. D'Jok przyszedł ich poinformować, gdy Mały zasnął.
   Głośna cisza, która panowała w stołówce była przerywana co jakiś czas słowami typu: "Bardzo mi przykro", czy "Bardzo Ci współczuję" i odgłosami uderzających o talerze sztućców.
   Po śniadaniu wszyscy poszli do sali treningowej, żeby się rozgrzewać, oprócz M-Ice'a, który siedział samotnie w pokoju.
  
   -Aarch musimy mu dać trochę czasu- mówiła, jak zawsze spokojnie Simbai.
-Wiem. Mam nadzieję, że szybko wróci do siebie.
- Gdy będzie gotowy sam pewnie przyjdzie na trening- pocieszyła go fizjoterapeutka.

   Już po tygodniu, wszystkie formalności związane ze śmiercią Many-Ice były gotowe. Najwięcej pomógł mu w tym D'Jok i Maia, która jest dla niego "ciotką", tak jak dla Rudego była jego Matka.
   Pogrzeb odbył się po kilku dniach od śmierci. Jak każdy inny był smutny i ponury. Wtedy Micro-Ice najwięcej się wypłakał, nie płacząc już nigdy po nim, na wspomnienie o matce. Ból jednak pozostał.

   Minęły już 3 miesiące. Brunet chodził na treningi, ale grał na nich jak jakaś maszyna. Nie wkładał w to swojego serca, jak wcześniej. Snow Kidsi próbowali go rozweselić lub wspominać stare, dobre czasy, ale bez skutku.

   Jednak po każdej, nawet po najdłuższej nocy nastaje świt i w końcu ten nastał, był do tego nagły i zupełnie niespodziewany...
   -Micro-Ice obiecałeś dobić do tysiąca opowiadań o jednej ze swoich akcji- powiedziała radośnie Mei.
-Tak, tak. Przebiegłem pod nogami Sinedd'a, wybrałem środek-powiedział bez uczucia.
Mina Mei natychmiast posmutniała i usiadła obok niego, myśląc nad kolejną próbą rozweselenia.
   -Mam już tego dosyć!- Snow Kids usłyszeli donośny głos, wszyscy popatrzyli w jego stronę. Byli mocno zszokowani, gdyż była to Tia, nie znali jej jeszcze od tej strony. Nawet Micro był zainteresowany tym co chce powiedzieć.
-Rozumiem, że można być w żałobie. Tym bardziej po stracie najbliższej osoby. Wiem również, że kilka miesięcy nie jest bardzo długim okresem czasu, ale powinieneś zacząć już normalnie funkcjonować. Gdyby nie D'Jok pewnie byś nawet nie jadł, ani po jego namowach nie przyszedłbyś na żaden trening. Nic się nie robi, po śmierci jedynej osoby jaką miałeś. Ale masz nas. My powinniśmy być dla ciebie jak rodzina, jak rodzeństwo. To ze względu na nas powinno chcieć ci się żyć albo przynajmniej udawać, że już tak bardzo nie cierpisz. Im dłużej tak się będziesz zachowywał, tym więcej my też będziemy cierpieć, aż w końcu zostaniesz całkiem sam jak palec i nie będziesz miał przyjaciół. Do tego za już niecały miesiąc rozpoczyna się turniej, więc proszę spróbuj normalnie żyć.
   Po przemowie Tii w umyśle Micro-Ice'a zburzyła się pewna bariera. Po uświadomieniu sobie, że ma przy sobie bliskie osoby ból nagle zelżał- dało się z nim żyć.
   Na treningach powoli wracał, do swojego normalnego trybu grania. W rozmowach zaczął coraz częściej się uśmiechać. Nawet, gdy codziennie chodził na grób rodziców (byli pochowani obok siebie) nie odczuwał ogromnego bólu, czuł, że nad nim czuwają. Często słuchał piosenki, która pomagała mu oczyścić się ze smutnych myśli. Siedząc przy grobie często śpiewał jej refren:
Dziś już wiem
Będziesz zawsze blisko mnie
I wierzę w dobry czas
Kiedy ból odejdzie sam
*

   -Co robisz Micro-Ice?- zapytał zaspany D'Jok, którego obudziły jakieś odgłosy rozchodzące się po pokoju.
-Za kilka godzin wyjeżdżamy na Genesis, więc się pakuje. Zapomniałeś? Czeka na nas kolejny puchar!
-Nawet nie wiesz, jak długo czekałem na to zdanie- Rudy uśmiechnął się, wstał i pomógł spakować się przyjacielowi.
***
Piosenka, którą śpiewał Micro-Ice: "Dziś już wiem"- Urszula.

sobota, 22 października 2011

"Nowy początek"

Witam wszystkich! W pierwszej kolejności chcę Wam podziękować za miłe komentarze, nie sądziłam, że jest to aż tak fajne uczucie :). Druga sprawa to moje przeprosiny za wprowadzenie Was w błąd- nad poprzednim odcinkiem napisałam, że: "tak szybko uwinęłam się z odcinkiem"- w swojej głowie  miałam na myśli opowiadanie, ale czasami nie pomyślę i wychodzi jak wychodzi. Chciałam Was również przeprosić za długą  przerwę w publikacji. Niestety 3 gimnazjum dała mi się we znaki- nie miałam czasu + moja mama zadecydowała o remoncie przedpokoju, przy czym musiałam jej pomagać. Akcja tego opowiadania toczy się na początku 3 serii, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Z góry przepraszam za błędy ortograficzne i interpunkcyjne.Obrazek zamieszczony z Galactik Football Center. ***********************************************************************************                                                                       
    Obudziła się. Przetarła oczy, lekko ziewnęła i usiadła. Spojrzała prosto przed siebie, dokładniej na łóżko na przeciwko niej- było to jej codziennym rytuałem. Chciała już powiedzieć: "Dzień dobry Tia!", ale nikogo tam nie było. Dopiero po chwili zaczęła sobie uświadamiać, że jest jedyną ludzką dziewczyną w Shadowsach, dlatego miała osobny pokój. Snow Kids...- przypomniała sobie nazwę, teraz już swojej byłej drużyny. Poczuła małe ukłucie w sercu. D'Jok...-znowu małe szarpnięcie- to on był kiedyś dla niej najważniejszą osobą w drużynie i w życiu. Jednak od dłuższego czasu uczucie, które ich łączyło wygasało. Zbyt często się sprzeczali, o dużo rzeczy tylko ją obwiniał, miała już tego dość. Jednak oczy Mei trochę się zaszkliły, gdyż nie przestaje się całkowicie kochać osoby z dnia, na dzień. Ku jej pocieszeniu z minuty na minutę robiło jej się lżej na sercu i z wielkim optymizmem myślała o swojej wczorajszej decyzji.
   Zaczęła rozglądać się po pokoju, nie robiła tego dzień wcześniej- poszła spać, była zbyt zmęczona napływem wielu emocji. Ściany były jasno zielone, a wszelkie dodatki np. obrazy i półki w różnych odcieniach koloru szarego. Stwierdziła, że pokoje tego hotelu nie różnią się niczym (po za barwami) od tych, które są w hotelu Snow Kidsów. Podeszła do ogromnego okna. Cudowny widok na morze zaparł jej dech w piersiach. Delikatne fale uderzały o brzeg, Słońce nie było jeszcze wysoko, przy tym zmieniając kolor nieba, wokół siebie na różne odcienie różu, pomarańczu i fioletu. Stała tak, dotykając opuszkami palców zimnej szyby, chciała nacieszyć się tym widokiem, zanim pojawią się pierwsi turyści.
   Nagle ktoś zapukał. Mei szybko podeszła do krzesła, wzięła z niego cienki szlafrok, nałożyła go na swoją zwiewną nocną koszulę i podeszła do drzwi. Płyta się odsunęła i ukazała Sinedda.
-Dzień dobry! Chciałem ci powiedzieć, że powoli dochodzi ósma, a to oznacza śniadanie,- powiedział z uśmiechem na ustach-  wczoraj nie zdążyłem ci powiedzieć, bo tak szybko poszłaś spać.
-Dzięki.- odwzajemniła uśmiech, bo cóż innego miała zrobić? Sinedd dalej uśmiechał się, a właściwie szczerzył zęby, jak głupi do sera. Panowała niezręczna cisza. W końcu przerwał ją brunet.
-Nie pójdziesz teraz ze mną?- zapytał się zdziwiony, jednocześnie patrzył w jej błękitne oczy szukając odpowiedzi.
-Nie,- chłopak wyraźnie posmutniał- muszę się jeszcze ubrać- dokończyła. Wcześniej Sinedd nie zauważył, że Mei jest okryta szlafrokiem.
-Faktycznie,- odpowiedział speszony. - to do zobaczenia na stołówce.- dodał i odszedł szybkim krokiem aby
dziewczyna nie zauważyła rumieńców na jego policzkach.

   Mei była tylko koleżanką z drużyny, wcześniej też się z nią spotykał głównie w celu, aby znaleźć kogoś na miejsce byłego zawodnika.Od kiedy to na widok dziewczyny nogi mu miękły, zaczynał się bez przerwy usmiechać i w dodatku rumienić?! To nie mieściło się w mu w głowie. To takie dziwne uczucie- wciąż myślał. Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że musiał się po raz pierwszy, na serio zakochać...

   To miło, że przyszedł mi powiedzieć, o której jest śniadanie- Mei cieszyła się, że może na niego liczyć. Z resztą był jej powiernikiem, gdy ta mówiła mu o swoich problemach. Traktowała go jak swojego przyjaciela. Trochę przypominał jej Tię, tzn. jej męską wersję, która zawsze ją pocieszała i mówiła, że wszytsko się ułoży.
 
   Po kilkunastu minutach Mei wyszła z pokoju. Po chwili wędrówki znalazła się w hotelowej restauracji. "Szwedzki stół",lepiej być nie mogło- pomyślała, zachwycając się ogromnym stołem, którego każdy skrawek blatu był wykorzystany. Była już bardzo głodna, więc podeszła do stołu i szybko napełniła swój talerz. Zaczęła szukać wolnego miejsca przy stole drużyny. Pozostało jej tylko usiąść przy Sineddzie- inne miejsca były już pozajmowane. "Góra" potraw na jej talerzu nie uszła uwadze reszty Shadowsów, którzy mieli nabrane po jednej porcji niskokalorycznej sałatki. Wszyscy, oprócz Sinedda popatrzyli na nią trochę z niesmakiem. Jak może się tak obżerać?- myślały kościotrupy. Mei w tej chwili uświadomiła sobie jak czuł się Micro-Ice, gdy ta wypominała mu, prawie na każdym śniadaniu ilości jedzenia na jego talerzu oraz spojrzenia reszty drużyny. Uśmiechnęła się lekko, porównując siebie do tej komicznej postaci.
   Zaczęła jeść. Jedzenie bardzo jej smakowało, z resztą nie była wybredna, odkąd to kilkakrotnie Aarch chciał wszystkim udowodnić, że potrafi gotować, gdy nie zasmakowała mu potrawa z restauracji hotelowej, na Genesis. Zazwyczaj gdy jadła śniadanie rozmawiała z drużyną albo przynajmniej przyglądała się ich manierom przy jedzeniu. Zaczęła oglądać towarzyszy zaczynając od Nihlis, która siedziała po jej prawej. Jednak nie miała powodu by każdemu się przyglądać, bo każdy jadł z tą samą monotonnością, a ich kościste twarze nie wyrażały uczuć. Doszła do Sinedda, który siedział po jej lewej. Jakie on ma piękne fiołkowe oczy- zachwycała się dziewczyna- Dlaczego nie zauważyłam wcześniej, że jest taki przystojny?- zastanawiała się. Po chwili zauważyła, że zawartość jej talerza już zniknęła. Byłam bardziej głodna niż myślałam- sama sobie się dziwiła.
-To do zobaczenia na treningu- powiedziała i posłała im uśmiech, jednocześnie machając ręką. Shadowsi również się uśmiechnęli i odmachali. Już wychodziła na korytarz i usłyszała:
-Mei zaczekaj!- Sinedd właśnie ją dogonił- Poszłabyś ze mną na plażę?
-Jasne, czemu nie. Skoczę się przebrać i możemy isć-oznajmiła.

   -Czuję, że w tym roku to ja odbiorę puchar. Shadowsi na pewno wygrają!- powiedział, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby.
-Pewnie masz rację. Po obejrzanych meczach nie widzę drużyny w takiej formie aby mogła nam zagrozić- powiedziała. Na myśl przyszli jej znowu Snow Kids.Szli przez chwilę w milczeniu, oboje unikali jak ognia tego tematu. Mei zauważyła, że przyjaciel rozgląda się dookoła. Nooo tak. Szuka miejsca na tej już wystarczająco pełnej plaży- wytłumaczyła sobie jego zachowanie.
-Uważaj!- krzyknęła, ale nie zdążyła- chłopak wdepnął w zamek z piasku, które budowało obok dziecko. Sinedd otrzepał nogę z piasku, po chwili powoli zaczął się odwracać w stronę dziecka aby zobaczyć reakcję tego małego człowieka. Trochę był zdziwiony widokiem, który ujrzał:
-Ten pan zrobił to niechcący- Mei mówiła do dziecka, które miało nie określony wyraz twarzy- Zaraz zbudujemy ci nowy, lepszy.
Chociaż Sineddowi nie podobała się perspektywa "bawienia się" z piaskiem, dał się do roboty. Po pół godzinie "ciężkiej" pracy zamek, które ujrzało dziecko był dwa razy większy i ładniejszy.
-Jej! Ten zamek jest super!- zachwycało się dziecko, patrząc na jego twórców, całych z piasku- Dziękuje bardzo!- malec pobiegł do torby stojącej nieopodal i wyjął z niej figurki przedstawiające postacie różnych drużyn piłki nożnej. Poukładał je na różnych piętrach zamku, a na samej górze postawił Sinedda i Mei, która była jeszcze w stroju Snow Kids. Chłopak z dziewczyną mimowolnie uśmiechnęli się, ponieważ "zajęli" zaszczytne miejsce. Pożegnali się z chłopcem i poszli dalej.

   Nawet nie sądziła jak dobrze zrobi jej wyjście z Sineddem na plażę. Od dosyć dawna tak dobrze się nie bawiła. Nie sądziła, że tak bardzo będzie go lubić. Dzięki niemu czuje się o wiele pewniejsza w nowej drużynie, dzięki niemu świetnie poszło jej na treningu. Tyle rzeczy mu zawdzięczała, po prostu cieszyła się jego obecnością. Chociaż Sinedd wypełniał jej pustkę po D'Joku, czasami brakowało jej Tii, żartów Micro-Icea, śpiącego Ahito... Z resztą każdy z poprzedniej drużyny posiadał jakąś unikalną cechę, której jej brakowało. Niee... Znów wspomnienia. Muszę się od nich uwolnić. Nie chcę teraz o nich myśleć, jeszcze za wcześnie- potem zastanawiała się co zrobić, by chociaż przez chwilę nie ukazywały jej się obrazy z "poprzedniego życia".
Wyszła na balkon, "przywitał" ją ciepły podmuch wiatru. Obserwowała dziecko, które z uśmiechem siedziało obok budowli z piasku. Tak to był udany dzień- myślała dziewczyna. Po kilku minutach doszła do wniosku, że Sinedd zaczyna się jej podobać. Czyżby tak szybko mogłabym kogoś pokochać?- zadała sobie pytanie i odpowiedziała- Tak, widocznie to co łączyło mnie z moim eks nie było tą prawdziwą miłością- uświadamiała sobie to już po raz n-ty- To jest nowy początek wszystkiego. Już nie mogę się doczekać tych następnych chwil, mam nadzieję, że będą lepsze od tych poprzednich- nie wiedziała, że już za niedługo staną się parą- będą tacy szczęśliwi i prawie wszystko wróci na swoje poprzednie miejsce. Gdy skończyła oglądać zachód Słońca poszła oglądać telewizję, jednak już po chwili znudzona wiadomościami zasnęła, z uśmiechem na ustach.

niedziela, 9 października 2011

"Sentyment"

 Cześć! Sama się zdziwiłam, że tak szybko uwinęłam się z odcinkiem, wiem, że nie jest jakoś porażająco długi, ale myślę, że nie jest też za krótki. Akcja dzieje się pod koniec 2 sezonu, chyba najlepiej sami się zorientujecie. Mam ogromną nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytania!!! Obrazek zamieszczony z: galactik football center, nie jest obrazkiem z danego odcinka.                                                              
                                                          ***
-Tym razem nam nie ucieknie, Arti- powiedział Bennet. Znów skręcili za taksówką, w której siedział Bleylock. Nagle przez drogę zaczęła przejeżdżać ogromna reklama. Piraci z dużą prędkością pędzili na nią. W ostatnim momencie Bennet zdążył skręcić i wyhamować "ich" motor(był kradziony), gubiąc swoją czapkę.
-To Bleylock,- powiedział blondyn, wskazując na jadącą taksówkę- dokąd on jedzie?
-Usiłuje nas zgubić. Ma spore szanse- odpowiedział towarzysz.
-Trzymaj się Arti- rzekł Bennet, po czym szybko ruszył.
   Taksówka Bleylocka w końcu się zatrzymała. Bleylock wyszedł z niej i udał się przed siebie. Dwójka piratów również zostawiła pojazd i pobiegła za nim. Zatrzymali się przed wielkim napisem "Luna Genesis".
-Nikogo tu nie ma. Czemu wybrał to miejsce?- zapytał Arti.
-Na pewno miał w tym jakiś cel- odpowiedział Bennet. Znów ruszyli pędem przed siebie. Blondyn trzymał przed sobą lokalizator fluxa, biegnąc za jego sygnałem. Nagle zatrzymał się.
-Czekaj!- powiedział do kolegi, porozglądał się i powiedział, podchodząc do automatu
-Popatrz Arti! To fluxowe cukiereczki, nie do wiary...- mówił z zachwytem.
-Odbiło ci Bennet?- Arti nie krył zażenowania.
-To moje ulubione słodycze. Nie widziałem ich od tylu lat...

   Bennet znowu zobaczył małego blond chłopca o niebieskich oczach, który szedł z tatą, po raz pierwszy do wesołego miasteczka.W pewnym momencie obojgu ukazała się ogromna kolejka górska. Chłopiec nigdy nie widział takiej ogromnej rzeczy.
-To co, idziemy!- zawołał uradowany ojciec.
-Nie, nie pójdę na tą kolejkę.
-Myślałem, że jesteś bardzo odważny.
-No, bo jestem odważny, ale nie tak bardzo...- powiedział chłopiec ze smutkiem. Nagle
zobaczył iskierki w oczach taty. Ojciec zadał mu pytanie:
-Pamiętasz ostatni mecz Rykersów i Shadowsów?- chłopiec pokiwał energicznie głową.- Używali fluxów, pamiętasz jak ci się podobały ich akrobacje?
-Oczywiście, to takie fajne!
-No widzisz, to mnie teraz posłuchaj. Kupię ci fluxowego cukiereczka, jest tam popatrz.-Mężczyzna wskazał automat z czerwonym płynem, stojący nieopodal.- On dodaje odwagi, wielu zawodników je takiego przed meczem.- Blondasek był dosyć bystry, więc powiedział:
-Ale żadna drużyna nie ma czerwonego fluxa, który dodaje odwagi. Nie ma takiego.
-A właśnie, że jest. Czerpie się go z źródeł  na odległej planecie, która nie jest zamieszkana. Kupię ci takiego, zadziała, zobaczysz.- uśmiechnął się w taki trochę łobuzerski uśmiech. Podszedł do automatu, wrzucił monetę, a po chwili z płynu, który
skapnął na specjalnie podłożony talerzyk uformowała się czerwona kulka. Podał ją synowi.
-Póki nie spróbujesz, nie będziesz wierzył, że działa- doradził ojciec, z pewnością.
-Dobrze- odpowiedział chłopczyk, chociaż już sama bajka o czerwonym fluxie pozwoliła mu uwierzyć. Oczywiście dziecko nie wiedziało, że jest to kłamstwo. Chłopiec przez chwilę popatrzył się na bryłę i szybkim ruchem wsadził ją do ust. Smak był nie do określenia- był najwspanialszym smakiem w galaktyce. Po kilku chwilach fluxowy cukierek rozpłynął się,ale smak pozostał. Mały Bennet dalej myślał, że to prawda z
dodawaniem odwagi, bo jakże to nie może być prawdą, skoro smak jest autentycznie oryginalny? Razem z ojcem poszli na tę olbrzymią kolejkę górską i bawili się jak nigdy dotąd.
   To była jedna z ostatnich chwil, kiedy widział ojca. Został on aresztowany, niebawem po
tym, przez Technoid, był posądzany o współpracę z Sonny'm Blackbones'em.
Konkretnie o pomoc w ucieczce z Metafluxem, z siedziby głównej Technoidu.
Podczas próby ucieczki z aresztu z innymi więźniami został postrzelony przez robota.
Jego matkę, niedługo później zabiła choroba, na którą zapadła po śmierci swojego męża.
Potem chłopak został piratem.

   -Nie przyjechaliśmy tu szukać smaków dzieciństwa!- głos Arti'ego wyrwał go ze
wspomnień- Mam powiedzieć Sonny'emu czym się zajmujesz, zamiast szukać
Bleylocka?- tymczasem Bleylock kieruję się już w stronę wyjścia z Luna Genesis.
-Ależ Arti, to wyjątkowe...
-Nie mamy na to czasu- przerwał mu brunet. Odciągając rękę kolegi od słodyczy.
-Wiem, ale... Jest tam!- krzyknął Bennet wskazując na zakapturzoną postać.
-Łapmy go!- zawołał Arti. Lecz blondyn chwycił go za rękę, zatrzymując go.
-Czekaj!-krzyknął- Zostawił gdzieś walizki. Poszukam ich gdzieś w okolicy, a ty poinformuj Sonny'ego i zajmij się Bleylockiem. Tym razem nam nie ucieknie.
-Robi się!- Arti zawołał entuzjastycznie i pobiegł za oddalającą się osobą.
   
   Natomiast Bennet kupił cukierka, wsadził go do ust, napawał się smakiem tego małego, aczkolwiek ważnego w jego życiu sentymentu, jednocześnie biegnąc za sygnałem fluxa.
-Aaaa, mam cię ty...-powiedział do siebie. Po chwili spostrzegł  ruszającą się kropkę na monitorze lokalizatora.
-Co się dzieje?- spytał się- To niemożliwe... -wykrztusił. Zauważył, że stoi przed ogromnym rollercoaster'em.- Nie nawidzę wesołych miasteczek- powiedział,
przypominając sobie, że już po pierwszej jeździe z ojcem na kolejce górskiej zrobiło
mu się niedobrze. "Będę odważny,"-pomyślał- "czerwony flux dodaje odwagi"- dodał sobie tą cechę tymi słowami i szybko wskoczył do wagonika, który zaczął ruszać.

sobota, 8 października 2011

Start

Jeśli to czytasz to znaczy, że jesteś na moim blogu :), to mnie bardzo cieszy.
Dopiero zaczynam "przygodę" z blogami jak i z opowiadaniami, więc proszę o wyrozumiałość- wszystkiego muszę się nauczyć.
Pomysł na pierwsze opowiadanie już mam, więc powinno się pojawić w przeciągu kilku dni- wszystko zależy od: czasu, szkoły itp. itd. Postaram się jednak dać z siebie wszystko ;).
Mam już zaplanowany tytuł: "Sentyment", mam nadzieję, że wstawię go jak najszybciej.