poniedziałek, 2 stycznia 2012

"Chwilo trwaj!"

Witam wszystkich po baaardzo długiej przerwie! Przepraszam, że tak długo, ale szkoła dała w kość, a podczas przerwy świątecznej było dużo innych rzeczy do roboty. Niestety nie udało mi się wrzucić posta do końca roku, a wszystko dzięki mojemu bratu, który przyprowadził swoje dzieci w Sylwestra wcześniej, niż miał- przy domowym przedszkolu nie miałam kiedy wejść na komputer, a jego pobyt przedłużył się na cały dzień Nowego Roku.
A tak jeszcze z całkiem innej beczki: polecam książkę Agaty Christie "Podróż w nieznane", bo ostatnio ją przeczytałam i zrobiła na mnie wielkie wrażenie.
Opowiadanie zaczyna się na kilka miesięcy przed naborem do drużyny Snow Kids i zmienia trochę kilka wątków, ale domyślicie się jakie są różnice. Mam nadzieję, że Wam się spodoba (szczególnie Tobie Meaghan, wiesz dlaczego <3). Jak zwykle przepraszam za błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Miłego czytania!
***                                                                        
   Obia była nudną planetą, bardzo nudną planetą, właściwe księżycem, ale to i tak nie zmienia faktu, że była nudna. Jej mała populacja nie była w stanie pomniejszyć poziomu nudności. Nawet ekscytujące rzeczy dla Obian np. otwarcie nowego miasta, czy stworzenie parku- nie były wystarczająco fajne w skali galaktyki.
   Tia- zwykła nastoletnia dziewczyna, jednak nie lubiana wśród rówieśników, przez bycie córką ambasadorów, tego otóż miejsca. Jej przyjaciółką, jaką powinna być jej matka była Stella- niania. Z resztą to była jedyna przyjaciółka, jaką posiadała białowłosa.
   Spokojna dziewczyna, lubiąca pofantazjować, inaczej mówiąc pobłądzić w swoich myślach- tak można było ją opisać jednym zdaniem. Zawsze sądziła, że nie jest kimś wyjątkowym i nie będzie kimś takim w przyszłości. Myślała też, że niezwykłe rzeczy trafiają się wszystkim, tylko nie jej.
   Wszystko jednak do czasu...

   Tego niby zwykłego dnia, jak co dzień rano udała się spacerkiem, do najbliższego sklepu, a właściwie kiosku, o dużych rozmiarach aby kupić wydanie codziennej gazety. Tia uwielbiała czytanie, gdyż mogła dowiedzieć się, co się dzieje w innych zakątkach Zaelion. Mogła sobie wyobrazić, na podstawie artykułu jak fantastyczne i nie osiągalne dla niej jest życie na innej, ciekawszej niż Obia planecie.
   Zakupiła nowy numer gazety. Wychodząc z budynku zauważyła, że pogoda jest dosyć ładna- Słońce mocno świeciło, prawie na bezchmurnym niebie, a delikatny wiatr rozwiewał lekko jej krótkie włosy. Zdecydowała się pójść do domu przez park
   Oczywiście miała ze sobą swoją kamerę, z którą prawie nigdy się nie rozstawała. Uważała, że w każdej chwili może uchwycić coś wartego uwagi. W tym twierdzeniu nie myliła się.

   Wchodząc do parku przywitał ją ptasi śpiew, którego, jakby się zaparła mogłaby słuchać godzinami. Doszła do Głównej Polany- tak nazywali Obianie środkową część Krystalicznego Parku, na której mogli urządzać pikniki rodzinne itp. Nazwa "Krystaliczny" wzięła się od  krystalicznej wody w rzece, która przepływała przez ten park.  Zazwyczaj tętniąca życiem Polana, dziś była pusta. Nie przerywając kręcenia zastanawiała się nad nazwą różnokolorowych kwiatów, które były posadzone wkoło Polany, wcześniej ich tu nie było.
   Po chwili zdecydowała się pójść dróżką, której nie znała. W krótkim czasie uznała, że jest ona najbardziej urokliwa. Smugi światła, przebijające się przez kolorowe liście drzew dodawały temu miejscu tajemniczości. Zachwycona dziewczyna skierowała kamerę i głowę ku górze, chcąc utrwalić na płycie ten piękny widok.
Nawet nie zauważyła, gdy zaczęła iść tyłem, jednak dalej do przodu.
   Nagle poczuła coś pod swoją łydką. Było już za późno aby złapać równowagę, więc upadła, uderzając plecami o ziemię.
   -Nic ci nie jest?- usłyszała jakiś głos. Po upadku była trochę zamroczona, dopiero po chwili rozpoznała, iż jest to głos męski. Przez chwilę intensywnie mrugała, co pomagało zatrzymać wirujący przed nią świat.
-Słyszysz mnie?!- zapytał się nieco zaniepokojony Ktoś.
-Chyba tak- odpowiedziała.
-To znaczy, że mnie słyszysz- oznajmił radośnie- Wystraszyłem się, myśląc, że stało ci się coś poważniejszego.
-Dziękuje za troskę- Tia usiadła, popatrzyła na kamerę, oceniając jej stan techniczny.
   Stwierdzając, że działa prawidłowo spojrzała na Ktosia, który kucał koło niej, przyglądając się trochę zdziwiony, że z kamerą obchodziła się jak z najcenniejszym przedmiotem.
   Dziewczyna stwierdziła, że Ktoś jest w jej wieku. Nie wyglądał na tutejszego. Jego uroda też nie była typowa: ciemna skóra, ciemne włosy, złote oczy i w dodatku ciągle się uśmiechał z życzliwością.
-Co właściwie się stało?- zapytała trochę onieśmielona dziewczyna, patrząc w jego oczy.
-Potknęłaś się o mnie, gdy sadziłem kwiaty-odpowiedział.
   Dopiero teraz zobaczyła wkoło nich sadzonki kwiatów i rzeczy niezbędne do ich sadzenia, których nazw nie mogła sobie, w tej chwili przypomnieć.
   -Za bardzo wkręciłam się w kręcenie- zdanie to rozśmieszyło Ktosia- Bardzo przepraszam, Kto...-prawie dokończyła "Ktosiu"- To znaczy, jak masz na imię?- sama się sobie zdziwiła, że zadała takie pytanie.
-Rocket, a Ty?- wyciągnął dłoń.
-Tia- uścisnęła jego rękę- Chyba nie jesteś stąd?
-Nie, pochodzę z Akillianu. Jestem tutaj, ponieważ pomagam w pracy mojemu ojcu. Jest kwiaciarzem.
-Tak właściwie też jestem Akillianką, mieszkam tu z rodzicami. Widać, że rękę do kwiatów, masz po tacie. To ty sadziłeś kwiaty przy polanie? Są jak dzieło sztuki.
-Tak, dzięki. Ale kwiaciarstwo... to nie dla mnie. Od zawsze kocham piłkę nożną- odpowiedział z dumą.
   Tia poczuła, że coraz  więcej rzeczy łączy ją, z nim. Również uwielbiała piłkę nożną, chociaż mało kiedy miała okazję w nią zagrać.
   Oboje siedzieli w milczeniu, nie odrywając od siebie wzroku. Cieszyli się, że mogli rozmawiać "o niczym" z taką ciekawością i łatwością, ponieważ jak dziewczyna tak i chłopak byli trochę zamknięci w sobie i ciężko nawiązywali kontakty z innymi ludźmi.
   Tia uświadomiła sobie, że o piłce nożnej tylko pomyślała, a nie powiedział tego Rocketowi, który pewnie czeka na jej odpowiedź.
   -Też lubię piłkę nożną- tylko tyle zdołała powiedzieć.
-To tak jak trzy, czwarte mieszkańców naszej galaktyki- zauważył chłopak, tym bardziej zachęcając dziewczynę do rozwinięcia swojej, jakże długiej wypowiedzi z przed paru sekund.
-Ale nie tylko lubię. Uwielbiam w nią grać i sądzę, że jestem w tym całkiem niezła- odpowiedziała Tia.
-Doprawdy? Z chęcią zobaczyłbym czy jest tak na prawdę. Z tego co widzę to nie masz przy sobie piłki.
-Mogę pójść po nią do domu.
-Rocket!- oboje usłyszeli głos osoby, która się wściekała. Rocket znał ten głos, nawet zbyt dobrze.
   Był to jego ojciec- Norata. Legendarny obrońca byłej drużyny Akillian, jednak nie trawił piłki nożnej od zlodowacenia się Akillianu i katastrofy na stadionie. W sumie "nie trawił" było to mało powiedziane. Gdyby piłka nożna mogłaby być jedzeniem, to nie wziąłby jej nawet do ust- taki był jego stosunek do tego pięknego sportu.
   Tia zdziwiła się wyglądem jego ojca, gdyż wcale nie byli do siebie podobni. Jasna karnacja, całkiem inny kolor włosów- wypłowiały brąz i brązowe oczy. Być może Rocket jest adoptowany?- zastanawiała się.
-Co ty do cholery wyprawiasz?!
-Ja...
-Przyjeżdżamy tu żeby zarobić trochę więcej pieniędzy, a ty obijasz się!
-Przepraszam tato...- odpowiedział zrezygnowany.
-Przepraszam nic tu nie da, bierz się do roboty! A ty młoda damo nie utrudniaj mu pracy-powiedział stanowczo.
   Tia nie wiedząc co zrobić spoglądała ze smutkiem to na Rocketa, to na Noratę. Po chwili zrozumiała, że czym dłużej będzie tu stać tym bardziej rozzłoszczony będzie ojciec Mulata, więc oddalając się w stronę domu pomachała ukradkiem Rocketowi, który również odwzajemnił gest.

   Więc to była ta niezwykła przygoda, która miała mnie spotkać? Hmm... Lepsza taka niż nic- pocieszała się Tia, idąc do domu. Z moim szczęściem to i tak dużo przeżyłam- szukała zalet swojej przygody.
  
   Piłka, piłka, piłka!-
tylko o tym myślała gdy weszła do domu. Dzięki Rocketowi przypomniała sobie o tym, że takową posiada. Wbiegła po schodach na piętro. Po chwili była już w swoim pokoju. Tak! Była tam gdzie podejrzewała. Całkiem na dole swej niedużej szafy, przykryta była wciąż kocem.
   Dopiero teraz przypomniała sobie, kiedy ją ostatni raz używała. To było tak bardzo dawno temu... Nie mogła uwierzyć, że ostatni raz jej używała co najmniej 3 lata temu. Rodzice zabronili jej grać, gdy uznali, że nie jest już małą dziewczynką i nie wypada grać w "to" córce ambasadorów.
   Ale postanowiła spróbować. Stwierdziła, że tego się nie zapomina, tak jak jazdy na rowerze. Delikatnie zsunęła koc i chwyciła piłkę, uważnie się jej przyglądając. Nie musiała tego robić delikatnie, bo wszystkie piłki w Zaelion były tylko raz nadmuchiwane i powietrze już z nich nie schodziło lub wcale nie były napompowane- np. te podczas meczy GFC.
   Chwilo trwaj!- zawołałaby, gdyby była sama w domu, jednak Stella i jej ojciec znajdowali się na dole.
   Gapienie się na piłkę wprowadzało w nią wewnętrzny spokój, zharmonizowaną euforię, nie mogła zgasić tego uczucia. Jednak mogła je wylać. Postanowiła to zrobić.
   Wyszła z domu pod byle jakim pretekstem, z piłką schowaną w plecaku.
   Drogę do boiska znała na pamięć, chociaż nie było jej tam od bardzo dawna. Po kilku minutach biegu dotarła na miejsce. Była lekko zdyszana, ale zapału jej nie zabrakło.
   Wyjęła piłkę i zastanowiła się co może sama zrobić na boisku. Postanowiła zacząć od wolnych, ale oczywiście bez bramkarza. Po prostu chciała potrenować celność.
   Pierwsza kopnięta przez nią piłka sunęła gładko po murawie, prosto do bramki. Tia stwierdziła, że nie było to zbyt spektakularne. Następnym razem podbiła ją i gdy ta była jeszcze w powietrzu kopnęła ją mocno.
   Tym razem było lepiej. Tego się nie zapomina.- stwierdziła.
   Po kilku następnych razach i kilkakrotnym, różnym ustawieniu się na przeciw bramki zaczęła od biegu z nią z drugiej połowy i strzelaniu.
  
   Czy wszystko w moim życiu musi być zabronione? Nawet nie mogę z nikim rozmawiać. Tylko praca i pieniądze dla naszej 2-osobowej rodziny, chociaż nie mamy ich znowu tak mało... Co to za dźwięki?- Rocket usłyszał przytłumione dźwięki uderzania czegoś, gdy szedł skrajem parku w stronę Astroportu, w centrum miasta.
   Zszedł ze ścieżki i odsłaniając kolorowe liście drzew ujrzał boisko, a na nim Tię. Nie kłamała, że potrafi grać w piłkę... -rozmyślał Rocket, oglądając jej wyczyny. Przez chwilę wahał się, czy pójść i chwilę z nią zagrać, czy przynajmniej powiedzieć jej, że świetnie gra.
   To co zrobił było normalnym zachowaniem Mulata- z dwóch opcji wybrał trzecią- poszedł  dalej do Astroportu. Obawiał się spotkania z ojcem, z którym miał się już nie długo spotkać na rozwidleniu, któryś z pobliskich alejek.
   I tak też się stało. Spotkali się. Odlecieli na Akillian, jednak nie rozmawiali ze sobą ani jednego razu, od spotkania z Tią w parku.

    Piękne są te kwiaty... Aquilegia caerulea... Pomyśleć, że są już tu od paru miesięcy, a wydaje się, jakby dopiero wczoraj były sadzone...- białowłosa oglądała kwiaty, ów fragment, przy którym potknęła się o Rocketa. Jednocześnie pisała list:
                                                                                                                                                                                                                                         Obia, 5 maja 3035
Drogi Rockecie!
Zastanawiam się, czy kiedykolwiek się zobaczymy, przynajmniej jeden raz?
Wiedz, że nie zapomnę o Tobie, gdyż kwiaty przypominają mi dzień, w którym Cię poznałam
, a Ty przypomniałeś mi o radości z gry w piłkę nożną. Nie zapomnę również Twoich oczu, które mocno przypadły mi do gustu- są bardziej jasne od Słońca, które ma Nam oświetlać życie.
Niestety nie wiem, czy w ogóle mnie pamiętasz. Chciałabym być teraz na Akillianie i zadać Ci te pytania: Rocket pamiętasz mnie? Zagramy razem?
Za to wiem, że na Nasze spotkanie są nikłe szanse...
Byłeś i nadal jesteś moim najlepszym przyjacielem, chociaż raz Cię widziałam i tylko ten jeden raz z Tobą rozmawiałam. 

Być może do zobaczenia w nieodległej przyszłości- nigdy nie stracę nadziei, na zobaczenie Ciebie
                              Tia.
  
Dziewczyna wiedziała, że list nigdy nie dotrze do niego, tym bardziej, że go nie wyśle, ale taka forma ukazania uczuć, gromadzonych w sobie i ukrywanych przed światem pomagała jej zwiększyć wiarę, w wspólne spotkanie.

   Dziewczyna nie mogła uwierzyć, gdy kilka dni po napisaniu listu stało się coś, na co zareagowała zaskoczeniem.
-Tia! Jesteś już gotowa?- jej mama wołała, stojąc przed drzwiami ich mieszkania.
-Tak, już schodzę!- zawołała bardzo radosnym głosem Białowłosa.
   Tia już od dawna nie była tak szczęśliwa-wybierała się na Akillian z rodzicami, gdyż ci mieli jakąś sprawę dyplomatyczną.
   Uśmiechnięta od ucha, do ucha wchodziła do promu w Astroporcie Obii. Tak zwany "banan" towarzyszył jej również, po wyjściu z promu na Akillianie.

   Apartament hotelowy był dosyć dużym i przestrzennym miejscem. Jedynie łazienka była klaustrofobicznych rozmiarów. Największe wrażenie robiło wielkie okno, przechodzące przez salon. Ukazywało one las iglasty z przepięknymi warstwami białego puchu, co nie było codziennym widokiem dla gości.
   Tia siedziała na fotelu i rozmyślała nad wyjściem i poszukaniem Rocketa. Na razie nie miała do tego okazji, gdyż nie dawno wróciła z konferencji prasowej z rodzicami- musiała z nimi iść dla dobrego wizerunku.
   Na samą myśl o niej przypomniała siebie w długiej, szmaragdowej, wieczorowej sukni. Mama chętnie by ją codziennie widziała tak ubraną, ale to nie był jej styl.
   Białowłosa zauważyła, że rodzice szykują się do wyjścia.
- Mamo, tato gdzie wychodzicie?- zapytała.
- Sprawy dyplomatyczne- odpowiedział jej ojciec, z jak zwykle stoickim spokojem- Nie musisz iść teraz z nami. Będzie lepiej jak się położysz- wyglądasz na zmęczoną.
- Wrócimy późnym wieczorem!- wykrzyknęła jej matka, zaraz przed zamknięciem się drzwi.
   Została sama. Tak! Sama! Mogła robić co dusza zapragnie. Spojrzała na zegarek, odczekała kilka minut i wybiegła z hotelu z myśłą, że ma kilka godzin na odnalezienie Mulata.

   Szybciej!- tylko te słowo brzmiało w głowie Tii. Właśnie biegła przez las, w stronę z daleka widzianego miasta- hotel znajdował się na jego odludnych przedmieściach.
   Drzewa zaczęły się robić z każdym krokiem co raz rzadsze. Po chwili ukazało się jej miasto, a w jego centrum był ledwo zauważalny stadion. Sprawiało to wrażenie, jakby ludzie najpierw zbudowali stadion, a dopiero potem zaczęli się osiedlać wokół niego. Dziewczyna stanęła na chwilę, by pochłonąć widok i ruszyła dalej, chociaż nie wiedziała gdzie tak właściwie biegnie.
   Biegła jedną z oblodzonych uliczek i dziwiła się samej sobie, że jeszcze nie upadła. Patrząc przed siebie stwierdziła, że teraz skręci w lewo. Chwilę później uderzyła o coś miękkiego na rogu uliczek. Upadła na ziemię, tak jak osoba z którą się zderzyła. Tia podniosła wzrok i ujrzała, chłopaka w jej wieku, który powoli wstawał. Niestety nie był to Rocket. Była rozczarowana.
- Przepraszam- oboje wypowiedzieli te słowa w jednej chwili, co ich trochę speszyło.
- Nie. To moja wina. Za szybko biegłem i nie pomyślałem, że ktoś może być za zakrętem- powiedział chłopak.
- Wina chyba leży po równo, ja też biegłam.
- Zwariowałaś? To niebezpieczne- powiedział poważnie, patrząc na drobną budowę dziewczyny.
- I kto to mówi?- oboje wybuchli śmiechem.
   Chłopak, jak zwykle w chwilach zakłopotania podrapał się z tyłu głowy. Po chwili wyciągnął rękę i pomógł wstać Tii, która dalej siedziała na chodniku.
   Tia uścisnęła jego ciepłą dłoń i spróbowała się podnieść, jednak okazało się, że ma mniej sił, niż myślała, więc chłopak pociągnął ją mocniej, tym samym zbliżając się do niej.
   Dopiero teraz dziewczyna przyjrzała mu się bardziej. Ogniste włosy postawione żelem do góry, dosyć ciemne zielone oczy, w których widziała nieprzeniknioną głębie i ledwo zauważalne piegi, co tłumaczyło kiepskie oświetlenie Akillianu. Cała jego postać kojarzyła jej się z uosobieniem zabawy i szaleństwa.
- Powiesz mi kogo szukasz?- zadał pytanie Rudzielec, patrząc na Tię bystrym wzrokiem.
- Skąd wiesz, że kogoś szukam...eee...?
- D'Jok- Rudy podpowiedział dziewczynie- Wyglądałaś po uderzeniu we mnie, jakbym był kimś innym, niż się spodziewałaś. A ty masz jakoś na imię?
- Tia. I masz rację, że spodziewałam się kogoś innego- zrobiła pauzę- Znasz może Rocketa?
- No jasne, że znam- posłał jej szeroki uśmiech, chociaż tylko kojarzył Rocketa. Tia już rozchyliła usta, by coś powiedzieć, ale D'Jok jej przerwał- Tak, zaprowadzę Cię, do niego- zaczął iść, po czym dodał cicho- Chyba...

   Tia nie wiedziała, że może być tak przewidywalną osobą. D'Jok zachowywał się tak jakby potrafił czytać w jej myślach. Widocznie go to jeszcze bawiło, co trochę ją denerwowało.
   Szli już od dobrych kilkunastu minut, kiedy D'Jok Go zauważył.
- Popatrz Tia!- wskazał palcem punkt na zboczu góry- To Rocket, na swoim skuterze. Rocket!- zawołał głośno, a słowo poodbijało się echem od gór, Mulat słysząc skąd dochodził krzyk pojechał w ich stronę.
- To ja spadam!-powiedział D'Jok i po chwili zniknął, za rogiem, a Tia patrzyła na zbliżającą się osobę.
- T-Tia?- Rocket przyglądał się Tii, która stała tuż obok niego.
   Ta lekko pokiwała głową i wpatrywała się w jego złote oczy, za którymi tak bardzo tęskniła. Nie mogła uwierzyć, że znów go widzi. Czy to możliwe, żeby w jej życiu w końcu spełniło się jakieś marzenie? Czy to nie sen? Przecież powinno się to skończyć z ponownym nie spotkaniem się i trwaniem w wierzę, że może kiedyś, ale tak i tak w końcu miało do tego nie dojść. A tu co? Rocket stał przed nią żywy, realny i sam patrzył na nią z niedowierzaniem..
- Zagramy?- spytał nieśmiało Rocket. Tia jedynie uśmiechnęła się, wsiadła na jego skuter i trzymając się go mocno pojechali na boisko.

   "Boisko" było tylko nieośnieżonym, niekształtnym terenem trawy, na którego końcach były rozstawione stare bramki. Nic nadzwyczajnego. Boisko na Obii przy tym było luksusem.
   Oboje podawali do siebie, a potem na przemian strzelali, chociaż nie mieli żadnych przeciwników bawili się wspaniale. Nawet nie zauważyli, gdy zaczęło się ściemniać.
- Będę musiała wracać. Rodzice pewnie zaraz wrócą do hotelu.
- Mogę Cię podwieźć- odpowiedział Rocket.
- Naprawdę?- zapytała Tia, robiąc wielkie oczy niedowierzającego dziecka.
- Przecież nie żartuję- Mulat uśmiechnął się łobuzersko.

   Droga nie była tak daleka, jak się jej wcześniej wydawało, ale i tak była wdzięczna Rocketowi, za okazaną pomoc. Sama nigdy nie trafiłaby do hotelu po ciemku.
- Dziękuje- powiedziała Tia, stojąc pod hotelem- Być może jutro też przyjdę.
- Będę czekał na boisku- puścił do niej oczko i odjechał.
   Następne kilka dni były dla Tii najlepszymi jakie mogła sobie wyobrazić. Gdy tylko rodzice wychodzili, ona spotykała się z Rocketem. Po krótkim czasie zaczęła zauważać, że chłopak nie jest dla niej tylko przyjacielem, ale była zbyt nieśmiała, by powiedzieć mu co czuję.
  
   Podczas ich ostatniego spotkania, przed wyjazdem Tii na Obię Rocket dał jej kartkę papieru.
- To świetnie!- zawołała po przeczytaniu jej zawartości.
   Na kartce, właściwie ulotce zamieszczona była informacja o naborze do drużyny piłki nożnej. Nabór miał się odbyć za równy tydzień.
- Też weźmiesz udział?- miało to być pytanie retoryczne, jednak Rocket na nie odpowiedział inaczej, niż myślała.
- Nie mam po co próbować. Ojciec i tak się nie zgodzi- odpowiedział.
- Ależ masz po co! Moi rodzice też się nie zgodzą, a ja spróbuję i jakoś ucieknę z Obii. Zobaczysz. To moje i Twoje marzenie. Nie możemy zaprzepaścić takiej szansy- w głosie dziewczyny dało się wychwycić, że wręcz go błagała. Mulat nic nie odpowiedział, bo sam za bardzo nie wiedział co zrobi.
  
   Tia wpatrywała się w gwiazdy, stojąc przed Akademią Aarcha i czuła, że inni myślą tak o niej, jak ona o ciałach niebieskich. Była gwiazdą. Teraz już nie czytała gazet, wiedziała jak żyją gwiazdy i jak różni się jej życie od poprzedniego.
   Cieszyła się, że Norata poszedł na kompromis pozwalając zagrać synowi w jednym meczu. Zadowolona była też, bo Rocket ją posłuchał- nie dość, że wziął udział w naborze, to wykorzystał szansę i teraz bez problemu może grać w Snow Kidsach.
   Z siebie też była dumna. Zawalczyła o to czego pragnęła i nie uważała już, że nie jest kimś wyjątkowym. Dobrze, że Callie Mystick wstawiła się dziś za mną- wspominała dzisiejsze wydarzenie.
   Nagle ktoś stanął obok niej. Wystraszyła się, gdyż nie słyszała wcześniej żadnych żadnych kroków. Jednak było to zupełnie niepotrzebne- był to Rocket.
- Czy my na pewno nie śnimy? Od tych kilku miesięcy dzieją się w moim życiu rzeczy, o których nie śniłem- powiedział Rocket- Dzięki Tobie wszystko się zmieniło- mówił z wdzięcznością w głosie, patrząc w oczy dziewczyny. Tia poczuła, że się rumieni- Kto by pomyślał, że wszystko zaczęło się od natknięcia się na siebie w parku.
- Ty też zmieniłeś moje życie- Mulat się zdziwił- Gdybym Cię wtedy nie spotkała, zapomniałabym o piłce nożnej. To, że Cię znalazłam na Akillianie pozwoliło mi wcześniej dowiedzieć się o naborze. W końcu poczułam, że jestem dla kogoś ważna i że ktoś jest ważny dla mnie- zrobiła przerwę- Rocket ja, ja Cię... kocham- ostatnie słowo ledwo jej przeszło przez gardło, ale gdy je wypowiedziała poczuła ogromną ulgę.
   Na twarzy Rocketa zaczął się pojawiać uśmiech. Tia powiedziała to, czego on bał się wypowiedzieć. Chwycił ją delikatnie za dłoń i po chwili nachylił się w jej stronę. Ich usta zetknęły się. Białowłosa zarzuciła ręce na jego szyję. Pocałunek nie był długi, ale Tia zyskała odpowiedź na jej wyznanie. Po chwili wpatrywali się w swoje oczy.
-  Tia... Chcę aby było tak zawsze. A Ty?
- Chwilo trwaj!