czwartek, 17 listopada 2011

"Docenić życie"

   Witajcie! Ogromnie się cieszę, że wchodzicie na mojego bloga i za to Wam dziękuje. Przepraszam za długie nie wstawianie żadnego opowiadania. Ostatnia klasa gimnazjum dała mi się, jeszcze bardziej we znaki: egzaminy próbne, mało czasu poza lekcjami, a gdy już siadałam do pisania, to najczęściej ktoś mi je przerywał. Akcja zaczyna się dziać na kilka miesięcy, przed rozpoczęciem drugiej edycji GFC, trochę to wydarzenie, które tu nastąpiło nie zgadza się z tak dobrze nam znanym sezonem drugim, ale to w końcu moja wyobraźnia i po prostu tak wyszło. Przepraszam za błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Miłego czytania! Obrazek zamieszczony z: Galactik Football Center. 
***
   Micro-Ice i D'Jok oglądali w swoim pokoju, w Akademii Aarcha reklamę w Arkadia Sports, mówiącą o nowej edycji pucharu GFC, który się już zbliżał wielkimi krokami. Micro-Ice po chwili wyłączył telewizor. Popatrzył wielkimi oczyma na D'Joka siedzącego, na przeciw niego, na łóżku, chwytając się za czoło:
-Stary... Nie mogę uwierzyć, prawie 4 lata temu zdobyliśmy puchar. Jeszcze kilka miesięcy i zaczną się mecze eliminacyjne.
-Masz rację, szybko ten czas leci...- powiedział D'Jok kładąc się na łóżko, dając ręce pod głowę. Myślał o tym, że cała galaktyka znów będzie go oglądać, za już około 4 miesiące. Po tym krótkim rozważaniu spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela i dodał:
   -Już tylko 4 miesiące, ale pamiętaj, że zanim zaczną się mecze czekają nas, delikatnie mówiąc wyczerpujące treningi, dlatego jesteśmy w Akademii Aarcha.
Micro-Ice'owi natychmiast zszedł uśmiech z twarzy. "Nie musiałeś mi o tym przypominać!"- jego spojrzenie mówiło samo za siebie.
-Takie uroki bycia piłkarzem- podsumował Rudy i uśmiechnął się do Małego. Mimowolnie przyjaciel również odpowiedział mu uśmiechem- nie umiał się na niego długo gniewać.

   -Jeszcze TYLKO 4 miesiące- Aarch zaczął swoją przemowę, jak codziennie przed treningiem. Już od tygodnia podkreślał słowo "tylko"- To że jesteście mistrzami nie oznacza, że...- Micro-Ice przestał już słuchać, ponieważ znał tę przemowę prawie całą na pamięć: że wygracie tegoroczny puchar- dokończył w myślach zdanie rozpoczęte przez trenera.
   -Nowo sformułowane treningi, nowa taktyka, jeśli chcecie wygrać to jedyna szansa, żeby tego dokonać. Tylko przez ciężką pracę dojdziemy do finału. A teraz wszyscy do holotrenera!- powiedział głośno, a właściwie wykrzyczał Aarch. Na te słowa Snow Kidsi ożywili się nieco i wstali z foteli oraz weszli na kwadrat, na środku sali treningowej. Po chwili zaczęły pojawiać się ściany holotrenera.
-Drugi mecz Snow Kids z Shadows- skierował te słowa Aarch do Clampa- Powinno im pójść gładko...- stwierdził z lekkimi obawami białowłosy, drapiąc się po brodzie, a technik wystukał coś na swoim "monitorze".
   Jego obawy były niepotrzebne- już po kilku minutach Snow Kids prowadzili 1:0. Byli w doskonałej formie fizycznej i psychicznej, byli także dobrze zgrani. Thran nie popełniał błędów tych co ostatnio- nie sfaulował 3 razy i nie strzelił samobója. Mei również poradziła sobie lepiej- chociaż hologram Sinedd'a "zastraszał" ją, ta odbierała mu piłki pięknymi wślizgami. Reszta drużyny też grała jak prawdziwi profesjonaliści.
   Dochodziła już końcówka meczu. Dzieciaki prowadziły 3:0. Ahito nie puścił żadnej piłki, był jeszcze w pełni zdrowy. Gdy pozostała już tylko minuta biało-niebiescy przeżywali prawdziwe deja vu.
   Micro-Ice, tak jak ponad 3 lata temu przejął piłkę. Tak, to znów była jego chwila. Biegnie dalej, omija  obronę Shadows, jednak na drodze staje mu Sinedd, lecz Mały nie zatrzymuje się, kopię piłkę pomiędzy nogami rywala i sam pod nimi przechodzi. Bezradny napastnik Cieni patrząc przez swoje nogi, z głupią miną wodzi wzrokiem za zbliżająca się do bramki "Trójką". Chwila prawdy: Czy tym razem znów będzie gol???- zastanawiała się drużyna, obserwując wyczyny jednego ze swoich napastników. Już przymierzył się do strzału. Piłka wspomagana oddechem leci wprost do rąk bramkarza... Mimo tego ów zawodnik wpadł z piłką do bramki. Wspaniały gol Micro-Ice'a!
   Po kilku sekundach Shadowsi zaczęli się rozmywać, aż w końcu zniknęli, razem z holotrenerem.
-Świetny mecz Snow Kids! Widać, że uczycie się na błędach. Na dzisiaj to już koniec- oznajmił zadowolony Aarch.
-Dobrze trenerze! Dziękujemy!- radośnie odpowiedziała drużyna.

   Po skończonym treningu wszyscy udali się do sali telewizyjnej. Zdecydowana większość chciała obejrzeć wiadomości, jednak jedna osoba uniemożliwiała dokonanie tej czynności:
-Sinedd znowu stał tak jak wtedy- opowiadał podekscytowany Micro-Ice- i pomyślałem: albo pobiegniesz w lewo albo w prawo Micro-Ice, ale nie mogłem się zdecydować, więc pobiegłem środkiem.
-Tak, tak. Słyszeliśmy już to setki razy- Mei ciężko było wytrzymać kolejną serię opowieści o jego akcjach.
-Tak, wiem...-przyznał brunet, dając wszystkim nadzieję, że już więcej nie będą tego słyszeć- Zamierzam dobić do tysiąca- uśmiechnął się łobuzersko do drużyny. Wszyscy wydali cichy jęk.
-Spokojnie- dodał- to dopiero gdy przyjdę z domu, teraz lecę na przepyszny akilliański obiad- powiedział zostawiając drużynę.

   Droga do mieszkania jego mamy nie była długa, ale najkrótsza też nie. Po 20 minutach dosyć szybkiego tempa doszedł do celu. Wstukał kod do drzwi prowadzących do klatki schodowej, po czym wsiadł do windy, naciskając cyfrę 2. Po niecałej minucie znajdował się już pod drzwiami mieszkania. Kolejny kod już miał za sobą i wszedł do niezbyt dużego przedpokoju.
-Mamo! Już jestem!- odezwała mu się głucha cisza.
-Mamo?- zadał pytanie zaglądając kolejno do: kuchni, salonu, sypialni, swojego pokoju i nawet do łazienki.
   Pewnie znów robi nadgodziny, za swoją przyjaciółkę, która ma małego syna, wymagającego częstej opieki. Gdyby było inaczej na pewno jadłbym teraz smaczny obiad- rozmyślał, był bardzo głodny - Lepiej już pójdę do restauracji, tam na pewno dostanę coś do jedzenia.
   Po upływie kilku minut Micro-Ice znalazł się w restauracji, gdzie pracowała jego mama. Podszedł do lady i ku swojemu zaskoczeniu zauważył tam krótkowłosą blondynkę, wcześniej wspomnianą przyjaciółkę Many-Ice.
-Dzień dobry, pani Skylean! Nie widziała pani mojej Mamy?
-Dzień dobry Micro-Ice! Niestety nie...- zrobiła krótką przerwę i zamyśliła się- Ostatni raz ją widziałam, gdy kończyła zmianę- patrzyła na bruneta wielkimi, lazurowymi, szczerymi oczyma, nie wiedząc jak mu pomóc.
-Dziękuje. Do widzenia- wyszedł szybko z restauracji i biegiem udał się do domu. Pewnie szła inną drogą i się minęliśmy.
   Wchodząc do domu zrobił to co poprzednio- pozaglądał do wszystkich pokoi. Skutek ten sam- nigdzie jej nie było. Może sąsiadka coś będzie wiedzieć? Przecież ona wie o wszystkim co się dzieje w bloku, na pewno wie gdzie Ona jest. Trochę zmartwiony już brunet wyszedł z mieszkania i podszedł do drzwi na przeciwko. Zapukał. Po chwili starsza kobieta otworzyła mu.
-Dzień dobry proszę pani! Nie wie pani gdzie może być moja Mama?- zapytał z nadzieją.
-Przykro mi Micro-Ice  nie widziałam jej odkąd wyszła do pracy.
-Dziękuje- odpowiedział cicho i wrócił do mieszkania.
   Z minuty, na minutę robił się coraz głodniejszy, a tak bardzo chciał zjeść ten akilliański obiad. Siedząc na kanapie i wgapiając się w ścianę, na przeciwko siebie doznał olśnienia. Mamy XXXI wiek, więc mogę się z nią skontaktować przez holotelefon. Czemu wcześniej o tym nie pomyślałem?!- sam był na siebie zły, że nie wpadł na to wcześniej, i że przebiegł "tyle" kilometrów. Po kilku sygnałach łączenia się ukazała mu się obca kobieta. Po chwili zauważył, że była ubrana cała na biało. Pielęgniarka?!- bardzo się zdziwił.
-Czy jest pan kimś z rodziny Many-Ice?
-Tak, jestem jej synem-odpowiedział trochę niepewnie-Powie mi pani co się stało?
-Pańska matka, gdy szła ulicą Galaktyczną niefortunnie się poślizgnęła, uderzając głową o bryłę lodu. Jest w ciężkim stanie. Znajduje się w Centralnym Szpitalu. Inni przechodzący tą ulicą udzielili jej pomocy, stąd mam ten holotelefon- pielęgniarka skończyła wypowiedź a Micro-Ice rozłączył się.
   Przecież ulica Galaktyczna to ta wiodąca z restauracji do domu...- Mały nie mógł uwierzyć, że jego mamie coś się stało. Chwilę siedział jeszcze na kanapie w szoku. W końcu dotarła do niego ta wiadomość. Muszę jechać do szpitala! Zdecydował się wziąć deskę snowboard'ową i pojechać na niej przez góry- tak było najszybciej.

   Po kilku minutach, z jego umiejętnościami jazdy na snowboardzie dotarł na miejsce. Ukazał się mu napis "Centralny Szpital Akilliański- najlepszy dla Akillianinów i nie tylko". Coś mu to mówiło, chociaż nigdy wcześniej tutaj nie był- miał ogromne szczęście: nigdy nie chorował na poważne choroby, wymagające skonsultowania się z lekarzem i nie miał złamanej żadnej kończyny.
   Podszedł do rejestracji. Nie było tam kolejki, co wydawało mu się dziwne, gdyż w telewizji niejednokrotnie widział narzekający tłum ludzi, stojący w długich kolejkach, na korytarzu "centralnego".
   -Gdzie leży Mana-Ice?
-Chwileczkę... Pokój 58. Jest na pierwszym piętrze.
-Dziękuje.
   Micro-Ice już drugi raz w tym dniu przeżywał deja vu. Znów ten sam korytarz, nawet te same drzwi do sali. Stał na chwilę przed nimi, po czym delikatnie nacisnął klamkę. Mana-Ice leżała tutaj sama.
-Mamo?- powiedział brunet z łamiącym się głosem, na widok wszystkich tych rurek, przewodów i reszty aparatury, podłączonej, do jego ukochanej osoby. Mana-Ice otworzyła lekko oczy.
-Micro-Ice- powiedziała bardzo słabo lecz radośnie.
-Jak się czujesz?
-Nie najlepiej- nie chciała okłamywać syna. Ten zaś usiadł na skraju łóżka- Nie gniewaj się na mnie za nie zrobienie obiadu- uśmiechnęła się, chciała rozluźnić panującą atmosferę.
-Wcale się nie gniewam. Pewnie i tak jak cię wypiszą zrobisz mi tamten obiad.
Jego matce w tej chwili posmutniała mina i przymknęła oczy, kryjąc łzy.
-Co się stało? Gorzej się poczułaś?- zmartwił się syn.
-Rozmawiałeś z lekarzami?- brunet zaprzeczył głową. To dobrze- pomyślała.
-Przynieść ci coś? Potrzebujesz czegoś?
-Z chęcią napiłabym się wody. Na korytarzu jest automat z napojami.
-Zaraz będę z powrotem. Ciekawe skąd to wiedziała?
   Spojrzał w prawo i zobaczył nieopodal siebie, na ścianie napis: WODA, obok był zamieszczony rysunek strzałki, wskazującej gdzie trzeba się udać. Właśnie minął zakręt i stanął do krótkiej kolejki do automatu.Gdy nadeszła jego kolej wziął kubek i wrócił się do sali.
   -Proszę, woda!- zawołał z uśmiechem Micro-Ice. Jego matka upiła łyczek i odstawiła na szafce.
   Nagle syknęła z bólu i złapała się za głowę.
   -Lekarza, pomocy, lekarza!- krzyczał Mały, wychylając głowę na korytarz.
-Trzymaj się mamo! Wytrzymaj!- mówił do niej, trzymając ją mocno za rękę.
-Micro-Ice pamiętaj, że cię kocham i nie przestanę- wypowiedziała z pewnością.
-Nie mów tak mamo pro-proszę...- jej syn mówił, jąkając się ze strachu.
-Twój ojciec też cię kocha, czuję to, czuję jego obecność... Głowa do góry, jeszcze się zobaczymy. Wybacz mi...- powiedziała ze słabnącym głosem.
   Wtem nadbiegli lekarze, kazali wyjść brunetowi. Ten siadł na krześle, oparł łokcie na kolanach i zakrył twarz dłońmi. To nie możliwe, nie może umrzeć,nie teraz. Najpierw tato teraz mama... Właśnie sobie coś uświadomił. Już wie skąd wzięło się jego drugie deja vu. Przecież ojciec leżał przed śmiercią w tym szpitalu, gdy byłem mały! Chyba nawet w tej samej sali... To dlatego mama czuje jego obecność, ale ona żyje, nie może umrzeć. Nie może...- powtarzał sobie to zdanie. Starał się nie zacząć płakać, gdyż w końcu jego mama żyje.
   Po kilku minutach wyszło stamtąd parę lekarzy. Micro-Ice szybko stanął, zamrugał kilka razy aby poprawić ostrość widzenia, gdyż łzy mu to utrudniały. Jeden z nich, z miną nie wyjawiającej żadnej emocji podszedł do niego, położył rękę na jego ramieniu i powiedział najgorsze 2 słowa jakie mógł Mały usłyszeć:
-Przykro mi... Próbowaliśmy ją uratować, robiliśmy co w naszej mocy. Jednak przeoczyliśmy jednego krwiaka, który przed chwilą pękł. Wylew krwi był zbyt duży.- powiedział i odszedł, był już przyzwyczajony o informowaniu o śmierci. 
   Micro-Ice jak na nogach z waty podszedł do uchylonych drzwi sali 58. Brał głębokie wdechy, ponieważ zrobiło mu się trochę słabo. Spojrzał na przykryte prześcieradłem ciało.
   -Czemu ta sala musi zbierać żniwo śmierci w mojej rodzinie?- powiedział prawie nie słyszalnie- To moja wina, ja ją zabiłem, pewnie gdybym nie chciał tego obiadu jeszcze by pracowała lub nie śpieszyłaby się do domu- nastała chwila ciszy- ...Przepraszam... mamo- tylko tyle słów mógł powiedzieć na jednym wydechu.
   Podszedł do łóżka lekko odkrył jej głowę. Ujrzał jej twarz, bez żadnego wyrazu. Upadł na kolana, złapał ją za dłoń i mówił:
-Mamo... jeszcze czuję ciepło Twojej dłoni, nie możesz nie żyć...- ostatnie słowa ledwo przechodziły mu przez gardło- Obudź się, wiem, że mnie słyszysz... Jeśli to taki żart i nauczka dla mnie, za to że czasami cię nie doceniałem, to już się nauczyłem tylko otwórz oczy i mnie przytul...- mówił trochę jak małe dziecko przepraszające rodzica, za to co zrobiło. Nie widząc efektu jego przemowy łzy zaczęły mu lecieć coraz gęstsze.
    Nagle poczuł czyjś dotyk. Być może to mama!- pomyślał i spojrzał. Była to tylko zatroskana pielęgniarka, która powiedziała żeby wstał. Poszła z nim do pokoju obok i dała mu tabletki na uspokojenie.
   -Zadzwonię po kogoś z rodziny- oznajmiła.
-Ale...ale j-ja nie mam rodziny...-powiedział powoli.
-Hmm... A przyjaciół?- powiedział współczując nieznajomemu chłopakowi.
-N-n-niech pani zadzwoni po D'Joka. Mam... jego numer w holotelefonie.- dał jej holotelefon.
-Dobrze.
   Po około 20 minutach na korytarzu pojawił się D'Jok. Porozmawiał najpierw z siostrą, żeby zapoznać się z sytuacją, bo wcześniej powiedziała mu, że to nie jest rozmowa na telefon. Po chwili rozmowy podszedł do siedzącego przyjaciela, położył rękę na jego ramieniu, jak wcześniej zrobił to lekarz. Jednak jego mina mówiła, że łączy się z nim w bólu.
   D'Jok dobrze znał Manę-Ice. Była to matka jego najlepszego przyjaciela, zawsze kibicowała Snow Kids'om, jak i służyła mu zawsze dobrą radą, gdy nie miał pod ręką Mai. Była dla niego jak dobra ciotka, której nigdy nie miał, ale mógł sobie ją utożsamiać z matką kolegi.
   Rudy nie chcąc mu pokazywać swojej słabości, by nie zacząć płakać razem z nim przerwał tę chwilę ciszy.
-M-Ice wiem, że ci ciężko, ale nie możesz przesiedzieć tutaj wieczności. Lepiej będzie, gdy znajdziemy się w Akademii i tam na spokojnie wszystko sobie przemyślisz i odpoczniesz.
   Brunet podniósł wzrok, popatrzył się w współczujące oczy Rudego i rozważał chwilę co ma zrobić. W końcu wstał i poszedł z rudzielcem, gdyż i tak już nic nie miało sensu, więc obojętnie mu było gdzie miałby spędzić resztę tego okropnego dnia.

   Po półgodzinie taksówka dotarła pod Akademię. D'Jok zapłacił i wyszedł z niej. O dziwo, obok niego nie było Małego, chociaż był pewny, że wsiadł z nim do pojazdu. Dopiero po chwili dostrzegł, przez zaciemnione szyby taksówki (co było dla niego nienormalne, przy dziennym oświetleniu Akilliana) swego przyjaciela, wpatrującego się w jakiś punkt przed siebie.
   -Już jesteśmy na miejscu- odezwał się D'Jok, po raz pierwszy odkąd wyszli ze szpitala. Brunet lekko się wystraszył, ponieważ został obudzony ze swojego transu. Spojrzał na taksówkarza, którego mina była co raz bardziej zniecierpliwiona. Wygramolił się z taksówki i ruszył przed siebie.
  
   Przyjaciele doszli do wspólnego pokoju. Niższy od razu położył się na łóżku.
   Po co chciałem ten durny obiad?! Wszystko jest teraz bez sensu... Po co mam cokolwiek robić? Nie mam dla kogo żyć. Przecież to głównie Mamę lubiłem rozśmieszać, by ta nie odczuwała braku ojca. Pamiętam jak było jej ciężko gdy odszedł... Te obrazy towarzyszą mi już od wczesnego dzieciństwa. Pewnie będę je widział, do końca życia... To przeze mnie! Kto by pomyślał, że przez głupią zachciankę możesz zabić najbliższą osobę... Właśnie głupią zachciankę! Zachcianki są złe... Ale jeśli to wszystko jest nieprawdą? Może się uszczypnę, być może to sen? Ał!!! Nie, to jednak nie sen, tylko cholerny koszmar- życie. Jeszcze te deja vu... Starałem się zatrzeć wspomnienia sprzed kilkunastu lat, ze szpitala, ale wszystko dziś powróciło.  Oczy znów szczypią, muszę przestać płakać. Ale jak? Chyba sen jest ucieczką od zmartwień... Nigdy wcześniej ich nie miałem, ale co szkodzi spróbować zasnąć? Mam nadzieję, że mi się to uda.
  
Micro-Ice wyciszył swoje myśli i powoli odpływał, widząc cały czas obraz swojej nie żyjącej matki.
  
   Pip-pip-pip! Dźwięk budzika obudził bruneta, 6:00- pokazywał godzinę napis na zegarze. Micro był trochę zszokowany, gdyż położył się po południu, nigdy tak długo nie spał. Chwilowo tylko tyle pamiętał z poprzedniego dnia.
-Dzień dobry!- powiedział D'Jok przeciągając się w łóżku.
-Dzień dobry!- odpowiedział, nawet z radością, ku zaskoczeniu Rudego.
-Pójdziesz dziś na trening?- zapytał się z troską.
   Niby dlaczego nie miałbym pójść?- miał już zadać pytanie, ale wydarzenia dnia wczorajszego, jak niespodziewana fala uderzyły o brzeg jego pamięci. Spokojna bryza, która była na początku w jego głowie przerodziła się w istny sztorm negatywnych myśli. Jego twarz znów była smutna.

   Śniadanie jadł tylko dlatego, gdyż inni mu kazali, gdyby nie współlokator pewnie nie wyszedłby z pokoju. Drużyna wiedziała o zaistniałej sytuacji, od wczoraj. D'Jok przyszedł ich poinformować, gdy Mały zasnął.
   Głośna cisza, która panowała w stołówce była przerywana co jakiś czas słowami typu: "Bardzo mi przykro", czy "Bardzo Ci współczuję" i odgłosami uderzających o talerze sztućców.
   Po śniadaniu wszyscy poszli do sali treningowej, żeby się rozgrzewać, oprócz M-Ice'a, który siedział samotnie w pokoju.
  
   -Aarch musimy mu dać trochę czasu- mówiła, jak zawsze spokojnie Simbai.
-Wiem. Mam nadzieję, że szybko wróci do siebie.
- Gdy będzie gotowy sam pewnie przyjdzie na trening- pocieszyła go fizjoterapeutka.

   Już po tygodniu, wszystkie formalności związane ze śmiercią Many-Ice były gotowe. Najwięcej pomógł mu w tym D'Jok i Maia, która jest dla niego "ciotką", tak jak dla Rudego była jego Matka.
   Pogrzeb odbył się po kilku dniach od śmierci. Jak każdy inny był smutny i ponury. Wtedy Micro-Ice najwięcej się wypłakał, nie płacząc już nigdy po nim, na wspomnienie o matce. Ból jednak pozostał.

   Minęły już 3 miesiące. Brunet chodził na treningi, ale grał na nich jak jakaś maszyna. Nie wkładał w to swojego serca, jak wcześniej. Snow Kidsi próbowali go rozweselić lub wspominać stare, dobre czasy, ale bez skutku.

   Jednak po każdej, nawet po najdłuższej nocy nastaje świt i w końcu ten nastał, był do tego nagły i zupełnie niespodziewany...
   -Micro-Ice obiecałeś dobić do tysiąca opowiadań o jednej ze swoich akcji- powiedziała radośnie Mei.
-Tak, tak. Przebiegłem pod nogami Sinedd'a, wybrałem środek-powiedział bez uczucia.
Mina Mei natychmiast posmutniała i usiadła obok niego, myśląc nad kolejną próbą rozweselenia.
   -Mam już tego dosyć!- Snow Kids usłyszeli donośny głos, wszyscy popatrzyli w jego stronę. Byli mocno zszokowani, gdyż była to Tia, nie znali jej jeszcze od tej strony. Nawet Micro był zainteresowany tym co chce powiedzieć.
-Rozumiem, że można być w żałobie. Tym bardziej po stracie najbliższej osoby. Wiem również, że kilka miesięcy nie jest bardzo długim okresem czasu, ale powinieneś zacząć już normalnie funkcjonować. Gdyby nie D'Jok pewnie byś nawet nie jadł, ani po jego namowach nie przyszedłbyś na żaden trening. Nic się nie robi, po śmierci jedynej osoby jaką miałeś. Ale masz nas. My powinniśmy być dla ciebie jak rodzina, jak rodzeństwo. To ze względu na nas powinno chcieć ci się żyć albo przynajmniej udawać, że już tak bardzo nie cierpisz. Im dłużej tak się będziesz zachowywał, tym więcej my też będziemy cierpieć, aż w końcu zostaniesz całkiem sam jak palec i nie będziesz miał przyjaciół. Do tego za już niecały miesiąc rozpoczyna się turniej, więc proszę spróbuj normalnie żyć.
   Po przemowie Tii w umyśle Micro-Ice'a zburzyła się pewna bariera. Po uświadomieniu sobie, że ma przy sobie bliskie osoby ból nagle zelżał- dało się z nim żyć.
   Na treningach powoli wracał, do swojego normalnego trybu grania. W rozmowach zaczął coraz częściej się uśmiechać. Nawet, gdy codziennie chodził na grób rodziców (byli pochowani obok siebie) nie odczuwał ogromnego bólu, czuł, że nad nim czuwają. Często słuchał piosenki, która pomagała mu oczyścić się ze smutnych myśli. Siedząc przy grobie często śpiewał jej refren:
Dziś już wiem
Będziesz zawsze blisko mnie
I wierzę w dobry czas
Kiedy ból odejdzie sam
*

   -Co robisz Micro-Ice?- zapytał zaspany D'Jok, którego obudziły jakieś odgłosy rozchodzące się po pokoju.
-Za kilka godzin wyjeżdżamy na Genesis, więc się pakuje. Zapomniałeś? Czeka na nas kolejny puchar!
-Nawet nie wiesz, jak długo czekałem na to zdanie- Rudy uśmiechnął się, wstał i pomógł spakować się przyjacielowi.
***
Piosenka, którą śpiewał Micro-Ice: "Dziś już wiem"- Urszula.