środa, 29 lutego 2012

"Nadzieja umiera ostatnia"

   Witam Was, po długiej przerwie! Wiem, że nawaliłam (znowu), ale nic na to nie poradzę, gdyż za każdym razem, gdy chciałam dokończyć opowiadanie wszystko się sprzysięgało przeciwko mnie. Wtedy znajdywałam jakieś niedociągnięcia i robiło się z tego błędne koło. Po kilkukrotnym zmienianiu planowanej daty opublikowania doszłam do wniosku, że do końca lutego opublikuje to opowiadanie, choćby nie wiem co. I tak o to jest. :D
    Opowiadanie umieszczone jest na początku sezonu drugiego, gdy Mark dołącza do Snow Kids. Uprzedzam, że nie wiem kiedy pojawi się następne- egzaminy gimnazjalne zbliżają się wielkimi krokami. Oczywiście przepraszam za błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Miłego czytania!
   P.S. Co sądzicie o małej zmianie image'u bloga?

  

   Micro-Ice nie mógł przegapić tej miny. Zawsze to on ją robił, ale nie mógł przecież zobaczyć własnej twarzy.
   Szedł korytarzem hotelu Snow Kids na Genesis. Po przejściu kilku kroków zauważył Thrana wychodzącego ze swojego pokoju. Obrońca dołączył się do niego i szedł z nim w jednym kierunku.
   - Na prawdę chcesz go obudzić, tylko po to aby mu o tym przypomnieć?- Thran zadał pytanie M-Ice'owi. Nie mógł uwierzyć, że mógł być na tyle złośliwy, by zrobić coś takiego osobie, która z charakteru jest tak podobna do niego.
   -Tak!- odpowiedział brunet szybko, uśmiechając się i patrząc przed siebie, myślami widząc siebie w niedalekiej przyszłości.
   Tak już tu są... Thran nacisnął konkretne guziki przy drzwiach, które po chwili się odsunęły. Ukazały one widok na pokój hotelowy, w którym spała rozwalona na całym łóżku ciemnoskóra osoba.
   Thran usiadł na pustym łóżku, a Micro-Ice kucnął przy tym zajętym.
   -Dryń!Dryń!Dryń!-zaczął wydawać z siebie odgłosy- Dryyy...- już miał dokończyć lecz dostał pięścią po głowie, w skutek czego upadł na podłogę. Czekał chwilę, aż obraz zaczął się stabilizować, gdyż było to mocne uderzenie i po chwili, powoli podniósł się z podłogi, masując przy tym głowę.
   -Mówiłem ci wcześniej, że to nie jest najlepszy pomysł- powiedział Thran śmiejąc się głośno. Tym razem "śpioch" obudził się całkowicie. Spojrzał na Thrana, na Micro-Ice'a i uświadomił sobie dlaczego "budzik" był tak miękki i zaczął się śmiać.
   - I po co tobie było mnie budzić?- zadał pytanie retoryczne Mark, patrząc na poszkodowanego- Przecież wiesz, że tak jak ty lubię się wyspać i nienawidzę, jeśli ktoś mnie budzi.
   - Mam w tym swoją korzyść- powiedział siadając M-Ice- Lepiej się tak nie ciesz, Mark, bo zaraz nie będzie ci tak wesoło.
   Mark popatrzył na napastnika pytającymi oczyma, gdyż nie mógł sobie przypomnieć, czy dzisiaj miał robić coś niewesołego.
   - Musimy iść...- zaczął Thran- do biblioteki.
   - I co w tym strasznego, oprócz tego, że jest to jedne z bardziej nudniejszych miejsc, jakie mogą istnieć w galaktyce?
   - Już ci odpowiadam- powiedział Mały- To oznacza, że będziesz musiał przeczytać książkę!- wykrzyczał, jednocześnie na jego twarzy zagościł chytry uśmieszek.
   Przez kilka sekund Mark wyglądał jak pokerzysta- na jego twarzy nie dało się wychwycić żadnych emocji. Jednak po ich upływie wygląd jego twarzy zaczął się diametralnie zmieniać. Jego usta drżały, następnie się otworzyły i wydobył się z nich dźwięk:
   - Nieeeeeeee!- na jego twarzy malowało się: przerażenie i zaskoczenie.
   Micro-Ice nie mógł się powstrzymać od śmiechu. Już wiedział dlaczego drużyna się z niego śmiała podczas rozmów o książkach.
   - Mark! Nie histeryzuj!- Thran krzyczał, by przekrzyczeć ciemnoskórego- Ubieraj się i pójdźmy po tą książkę, im szybciej ją przeczytasz tym dla nas lepiej. Z resztą wiedziałeś już o tym od kilku dni.
    - Dobra, zaraz. Muszę się oswoić z tą myślą.
   Zamknął oczy, nogi złożył do przysiadu tureckiego, ręce rozłożył na nogach, złączając kciuki z palcami wskazującymi, w charakterystyczny sposób. W całości wyglądał jakby chciał medytować.
- Ommm...- powiedział bardzo spokojnym głosem, po czym dodał- Już! Zaraz będę gotowy do wyjścia.

   Thran i Mark szli jedną z głównych ulic Genesis. Nagle Thran zauważył jakieś ciekawe urządzenie na wystawie jednych ze sklepów, które mijali.
   - Poczekasz chwilkę?- zapytał obrońca, na co Mark przytaknął.
   Ciemnoskóry usiadł smutny na ławce, wpatrując się w przylepionego do szyby kolegi.
   Wtem zza zakrętu wyszły Tia i Mei. Upewniając się, że Thran dalej się zachwyca wystawą sklepową Mark szybko ruszył w ich stronę.
   - Dziewczyny! Pomóżcie mi błagam!- zrobił oczy kota ze "Shreka".
   - Nie- odpowiedziała stanowczo Mei.
   - Al-ale dlaczego?- zapytał się przeciągając ostatni wyraz.
   - Po pierwsze i najważniejsze: dziewczynom na zakupach się nie przerywa, tym bardziej, że Tia wykazała na nie minimalną chęć- oświadczyła poważnym tonem szatynka- A po drugie zostałyśmy ostrzeżone przez innych, by ci nie pomagać.
   - Wybacz, to dla twojego dobra- powiedziała Tia, lekko unosząc kąciki swoich ust, co było dla niej bardzo trudne przy obecnej sytuacji- Rocket wyjechał na Akillian.Następnie dalej poszła z przyjaciółką.
   Mark wrócił zgaszony do ławki. Po kilku minutach Thranowi udało się zaspokoić "głód" nowości technicznych i ruszyli dalej.
   - Muszę to robić?
   - Tak, z resztą to nic strasznego.
   - Przecież to jest książka!
   - Oj, przestań Mark! Ty i tak masz wersję light, więc nie narzekaj!
   - To wersja hard też jest?- zapytał zdziwiony.
   - Tak, jest taka- odpowiedział Thran z odrobiną cierpliwości, która mu jeszcze pozostała- Powiem ci jeszcze raz, dlaczego to musisz zrobić. Więc będziesz czytał opowiadanie na temat genezy Oddechu.
   - Ge... co?
   - To znaczy z powstaniem Oddechu- wytłumaczył obrońca- Jeśli je przeczytasz to łatwiej będzie ci odkryć i przyswoić Oddech. Ja i pozostali Snow Kidsi musieliśmy sami odszukać informacje na jego temat, gdy okazało się, że Oddech Akillian nie zniknął, bo Tia go używała.
   - Wydaje mi się, że opowiadania nie są zbyt długie, więc chyba dam radę- pocieszał się Mark, na co jego towarzysz pomyślał, że w końcu pała choć minimalnym entuzjazmem.

   Po kilku minutach oboje doszli do Wielkiej Biblioteki Genesis. Gmach biblioteki był 2 razy większy, niż przeciętna siedziba Technoidu. Thran już dawno zdążył się oswoić z tym miejscem lecz dla Marka było to nowe i niezwykłe doświadczenie. Nigdy nie sądził, że istnieje aż tyle różnych książek, a to była tylko jedna biblioteka!
   Thran prowadził Marka przez długi korytarz w głąb budynku. Ponad nimi latały roboty z wózkami na książki, układając je w odpowiednich miejscach. Po minięciu wielu, ogromnych regałów doszli do miejsca wypożyczenia i oddawania dzieł literackich.
   Za ladą biurka siedziała dosyć młoda kobieta- brunetka o zielonych oczach. Ciemnoskóry zdziwił się, że w takim nudnym, dla niego miejscu można spotkać nie tylko "stare babcie", ale całkiem atrakcyjne kobiety.
   - Thran!- brunetka widocznie się ucieszyła na jego widok- Dosyć dawno cię tu nie było.
   - Tak, to prawda Leslie. Ciężko było znaleźć mi czas między treningami, ostro przygotowujemy się do meczy.
   - Rozumiem- dziewczyna uśmiechnęła się promiennie- Mam nadzieję, że dacie radę wygrać kolejny puchar.
   - Dzięki! Wiesz, że damy z siebie wszystko- chłopak cieszył się, że SK nadal mają swoich wiernych fanów- Miałem zarezerwowaną książkę pt. "Rok wielkich zmian".
   - Tak, tak. Mam ją gdzieś tutaj...- dziewczyna spojrzała na regały stojące za jej biurkiem- tam znajdowały się książki zamówione telefonicznie lub internetowo albo osobiście. Po chwili znalazła książkę i podała ją Thranowi- Proszę, ale to chyba nie dla ciebie?
   - Nie to dla Marka.
   Dziewczyna zmarszczyła lekko swoje brwi i spojrzała pytającym wzrokiem na piłkarza. Ten spojrzał w lewo, potem w prawo i stwierdził, że obok niego nie ma ciemnoskórej osoby.
   - Mark!- zawołał, łamiąc tym samym przepis aby w bibliotece nie krzyczeć. Czytelnicy siedzący przy najbliższych stolikach zrobili kwaśne miny i spojrzeli karcąco na Thrana, powodując jego zarumienienie się, gdyż nie przywykł do patrzenia na niego w taki sposób.
   Na szczęście piłkarz uspokoił się, gdy zza rogu wyszła zguba.
   - Gdzieś ty był?
   - Rozglądałem się po tym miejscu. Ten żółty kolor ścian, z odcieniami różu działa na mnie uspokajająco- odrzekło niewiniątko.
   - Chodź siądźmy przy którymś stoliku i daj się do czytania.
   - Nie mogę w swoim pokoju hotelowym?
   - Wolę mieć cię na oku. Będę miał pewność, że przeczytasz tę książkę- Thran położył przed Markiem niezbyt grubą książkę, z dosyć dużą czcionką
   Mark trochę się zaniepokoił. Najdłuższa rzeczą w życiu jaką przeczytał była ulotka z opakowania jakiegoś leku, a przed sobą miał o wiele więcej razy dłuższy tekst. Jeszcze do tego nie była to holoksiążka, tylko najzwyklejsza książka, jaką ludzie czytali w zamierzchłych, dla niego czasach!

Nadia Nowak

"Nadzieja umiera ostatnia"- chłopak przeczytał co pisało na okładce. Otworzył książkę i przeczytał co widniało na następnej stronie:
Książka oparta na faktach, opisane są w niej autentyczne przeżycia autorki.
Akillian, region Polski, 2013.
Ze specjalną dedykacją dla Rodziców oraz koleżanek z drużyny.

    -
A okres między zlodowaceniami nazywamy interglacjałami. Naukowcy sądzą, że żyjemy w wielkim interglacjale- nauczycielka geografii właśnie skończyła swoją lekcję na temat zlodowaceń.
   Zadzwonił dzwonek.
   Wszyscy uczniowie trzeciej klasy gimnazjum zerwali się z ławek i popędzili ku wyjściu z sali. Nadzieja wyszła jako ostatnia. Nie spieszyło się jej do domu- nie dojeżdżała autobusem lecz szła kilka minut pieszo.
   Nadzieja nie lubiła swojego imienia, wolała jego krótszą formę Nadia. Była wysoką dziewczyną, blondynką, o brązowych oczach.
   Chociaż w szkole była przeciętną uczennicą to uwielbiała do niej chodzić. Odpowiadało jej towarzystwo zwariowanej klasy oraz nauczycieli, w większości z ogromnym poczuciem humoru. Jej chęć chodzenia do niej wzrosła jeszcze bardziej, gdy została wybrana do szkolnej reprezentacji siatkówki.
   Tak, to było spełnienie jej marzeń. Kilka dni temu była na zawodach z resztą dziewczyn. Przeszły do kolejnego etapu, pokonując kilka drużyn z innych szkół. Po przerwie świątecznej, gdzieś w połowie stycznia miały się rozpocząć finały. Miała nadzieję, że dadzą radę.

    Dziś już 21 grudnia 2012- Nadia spojrzała następnego dnia na kalendarz wiszący przy jej łóżku- Wigilia klasowa, a potem ostateczne przygotowania do Świąt- uśmiechnęła się mimowolnie i zrobiło jej się ciepło na sercu, od myślenia o Świętach.
   Podeszła do okna. Jedyne co mogła zaobserwować to bloki, tylko bloki. W dodatku były to kopie "jej bloku", a może to jej blok był kopią pozostałych? Tego nie wiedziała. Jednak wiedziała jedno- ta zima zapowiadała się tak samo jak zeszłoroczna: zero śniegu, zero białych Świąt, "upały", aż do prawie końca stycznia.
   Cóż... za rok będą następne. Nic nie poradzę- pomyślała- Ale może dzisiaj coś się zmieni?- zastanawiając się wyszła na ostatnie przedświąteczne spotkanie ze swoją klasą.

   Wróciła do domu. Zbliżało się już południe. Myślała nad dziwnym zachowaniem kilku jej kolegów z klasy. Niby ostatnia wigilia klasowa, niby wszystko fajnie, ale od niektórych dało się poczuć dziwne uczucie nieobecności duchem...- rozmyślała. Nie były to zwykłe, chwilowe zamyślenia, ale stałe odrętwienie i przygnębione miny, które starali się zamaskować pod sztucznym uśmiechem, gdy dzielili się opłatkiem.
   Czyżby oni myśleli, że dzisiaj naprawdę będzie koniec świata?- nie miała na myśli tylko swoich znajomych, ale wszystkich ludzi żyjących na tym świecie- Człowiek nie jest w stanie przewidzieć jego końca, nawet jeśli opisał swoje dowody w książce.
  
Nadia nigdy nie wierzyła, że 21 grudnia 2012 skończy się życie na Ziemi. Jednak cały glob ziemski, gdzie słyszeli o tym dniu, został podzielony na "wierzących" i "niewierzących". Niestety "wierzących" wydawało się być więcej. Ta myśl doprowadzała ją do wewnętrznego rozdarcia- sama nie wiedziała w co ma wierzyć. Cały czas, ostatkiem swojej godności próbowała stać przy swoim.
   W tej chwili chciała jak najmniej myśleć- to ją przygnębiało. Wzięła więc swój aparat i poprzeglądała wszystkie zdjęcia z "wigilii"- zatrzymała się na ostatnim, wspólnym zdjęciu. Dotarło do niej, że to już ostatni raz wszyscy z jej klasy znajdują na jednym zdjęciu. Za rok będą już w innych klasach, w innych szkołach, chyba...
  
   - Widzicie właśnie państwo odbicie od portu w Nowym Yorku statku "Will Survive". Jest to największy statek mający na celu uratować ludzi. Jego wszystkie rezerwacje zostały już zajęte w 2011 roku i wcześniej...- dziennikarka mówiła dalej, ale Nadii nie chciało się jej słuchać.
   Trochę przerażał jej widok kilku tysięcy ludzi, stojących u wybrzeży portu, machających do tych którzy odpływali i na odwrót. Jedni płakali ze smutku, drudzy zaś ze szczęścia, a trzeci oglądali Nowy York, starając się zapamiętać każdy szczegół, gdyż mogli widzieć to ogromne miasto po raz ostatni.
   W pamięci zapadł jej obraz płaczącej, młodej kobiety, która stała na brzegu molo. Była bliska wpadnięcia do wody, ale się tego nie bała- Nadia zauważyła to, gdy zostało zrobione zbliżenie na tłum ludzi. Patrzyła ona prosto przed siebie. Po chwili wiedziała już dlaczego- na rufie statku stał widocznie jakiś jej krewny, a na rękach trzymał on dziecko, które machało z całych sił.
   Do oczu napłynęły jej łzy. Nie chcąc pokazać rodzicom, że chce się jej płakać przymknęła powieki i oparła się o sofę, na której siedziała.
   A może to nie był jej krewny, tylko całkiem obca osoba? Może powiedziała mu, żeby zaopiekował się jej dzieckiem, bo nie stać jej na bilet? Przecież nie jest ciężko ukryć jedno, góra czteroletnie dziecko w jakiejś kajucie, na tak ogromnym statku-
co raz bardziej trudno było pohamować jej swoje łzy.
   - To istna strata pieniędzy i czasu- głos mamy, która była ekonomistką wyrwał ją z zamyślenia-  Czasami w telewizji pokazują kompletne bzdury. A ty co o tym sądzisz, Karolu?- zapytała męża, który siedział na drugim fotelu.
   - Masz rację. Nie sądzę, że już po 2000 tysiącach i 12 latach, po przyjściu Chrystusa miałby nastąpić koniec, a nawet jeśli to przecież dzień, na który czekają wszyscy chrześcijanie- odpowiedział z powagą. Jej ojciec był zagorzałym katolikiem i często czytał Biblię, szukając odpowiedzi na trapiące go pytania, dlatego nie przejmował się tym co zobaczył w popołudniowych "Wiadomościach".  
   - To dosyć logiczne, nie będzie końca- przyznała mu rację, a po chwili tak jak on pogrążyła się w myślach.
   Co ma być, to będzie- pomyślała nastolatka i poszła do swojego pokoju. Założyła słuchawki na uszy, puściła na "fulla" muzykę, chcąc tym sposobem odpędzić złe myśli.
   Nie wiele to pomogło. Nawet nie zauważyła kiedy telefon się rozładował i przestała lecieć muzyka. Cudem, mimo tych złych i gorszych myśli zasnęła. Był to bardzo niespokojny sen.

   - Nadziejo! Nadziejo!- Nadia usłyszała znany jej głos, po chwili poczuła, że ta osoba szarpie ją za ramię. Obudziła się.
   - Mama?- zapytała mocno zdziwiona. Kątem oka zauważyła, że na jej zegarze, na ścianie jest druga w nocy. Zdziwiła ją nocna pobudka. Już miała zapytać, ale mama pociągnęła ją za rękę. Błędnik jeszcze jej się trochę mieszał, dlatego niezbyt szybko i zgrabnie podeszła za mamą do okna.
   To co zobaczyła zadziałało na nią jak wiadro zimnej wody. Oprzytomniała i co raz to większymi oczyma wpatrywała się w niebo pokryte żółtymi falami.
   - C-c-co to jest?- zapytała, chociaż wiedziała, że jej mama nie odpowie na to pytanie.
   Poczuła jak nogi jej miękną. Chwyciła się parapetu. A co jeśli to jest koniec świata? A jeśli wszyscy inni mieli rację? Miała teraz razem ze swoją rodziną zginąć?
   Znowu poczuła się taka bezsilna. Musiała tylko poczekać. Miała nadzieję, że jeśli zginie to będzie to szybka i bezbolesna śmierć, a najlepiej zaraz po swoich rodzicach- nie musieliby patrzeć jak umiera ich dziecko, bowiem kto chciałby cierpieć przeżywając własną lub czyjąś śmierć?
    Usłyszała jęk podłogi- charakterystyczny dźwięk, gdy ktoś wchodził do jej pokoju. To był ojciec. Wszedł razem z jakimś szeleszczącym przedmiotem w ręku.
    Radio. To były chcące się przedrzeć, przez te żółte smugi fale radiowe. Jej ojciec próbował namierzyć jakąkolwiek stację radiową, umiejąca przedrzeć się przez "to coś" na niebie. Nieustanie przekręcał pokrętło, zmieniając częstotliwość. Niespodziewanie udało im się wychwycić poszczególne słowa:
   - Wybuch... na Słońcu... fala po wybuchowa... atmosfera cudem wytrzymała... wszystko potwierdzone informacjami z instytutów astronomii... - nastąpiła dłuższa przerwa, było słuchać tylko piski i trzaski, ale trójka słuchaczy niezłomnie czekała na ciąg dalszy- Niestety, co właściwie jest nie możliwe, a jednak... orbita ziemska została zerwana...
   Owa trójka patrzyła się na siebie z niedowierzaniem i to wielkim, ogromnym.
   Więc Ziemia wyleciała z własnej orbity? Czyli to jednak będzie powolny koniec świata?
- wszyscy mieli te same myśli.
   Odwrócili się w stronę okna. Fali już prawie nie było- tak szybko zniknęła jak się pojawiła. Przeszła jak tornado, tak jak one zostawiła swoje piętno, nie tylko w kosmosie- największe pozostało w ludzkich umysłach.

   Siedem dni, koszmarny tydzień, a wszystko przez jedną noc.  Teraz nie było dnia i nocy, tylko sama noc, ciemność. Jedynie zegary potrafiły określić, który jest dzień, czy pora dnia.
   Ciekawe jak długo jeszcze ta męczarnia potrwa? Chociaż teraz potrafię docenić wartość życia. Chyba jednak nie chcę umierać. Dobrze, że niektórzy ludzie pomyśleli wcześniej i zgromadzili zapasy energii cieplnej- pomyślała Nadia, patrząc na gorący kaloryfer, o który się opierała- Żywności nie brakuje- na szczęście, zanim temperatury stały się zagrażające dla przebywających na zewnątrz ludzi jedzenie z najbliższych sklepów zostało rozdane za darmo. Teraz tym bardziej pieniądze się nie liczyły, gdy połowa, nie, nawet więcej Ziemian wyginęło z powodu opadów śniegu i coraz to większych minusowych temperatur. A to wszystko przez oddalanie się od Słońca.
   To nie fair. Ludzie mieszkający w gorących strefach klimatycznych nie mogli być przygotowani na tak gwałtowny spadek temperatury i śnieg. Musieli zginąć-
jej ciało przeszył zimny dreszcz, na myśl o tak wielkiej niesprawiedliwości świata. Zaczęła wnioskować, że ma szczęście i znowu stanął jej obraz tej kobiety przed oczyma, tak wyraźny jakby to widziała teraz.
   Pewnie ta kobieta teraz żałuje, że wysłała swoje dziecko na rychłą śmierć. "Will Survive" na pewno nie przetrwał, przecież morza i oceany zamarzły- przeszedł ją kolejny zimny dreszcz- Z resztą ja też żałuje- czemu pomyślałam, tydzień temu: może dzisiaj się coś zmieni?
   Nudy ją dobijały. Serdecznie nienawidziła już wszelkich gier planszowych i karcianych, którymi jej rodzice chcieli zapewnić jej rozrywkę. Od kilku dni nie było już żadnego kontaktu z resztą świata, a wszystko przez śnieg, na który zawsze tak bardzo czekała jako mała dziewczynka i nie tylko. Nawet w zeszłym roku "jarała się", gdy pierwszy śnieg spadł i okrył jak białą kołdrą tamtejszy świat.
   Teraz zniszczył wszystko, co było warte, co liczyło się dla niej.
   Popatrzyła smutnym wzrokiem, co działo się za oknem. Wichura, wielka wichura śnieżna, widziała tylko białe płatki śniegu za oknem.
   Przynajmniej we Święta, nie padało tak bardzo...- pomyślała, wspominając te dziwne Święta, spędzone przy blasku świec, niezbyt wielkiej ilości jedzenia i bardzo cichemu śpiewaniu kolęd.

   To już 12 dzień. Tak samo smutny, ciemny i nudny dla wszystkich, jak te poprzednie. Pocieszała się jedynie tym, że wcześniej wywołany efekt cieplarniany spowodował o wiele wolniejszy spadek temperatury, chociaż już i tak była niska, jak dla zwykłych ludzi mieszkających w umiarkowanym klimacie. Czasami dochodziła do -50 stopni Celsjusza albo nawet więcej, ciężko było to stwierdzić, bo mało kto miał tak szeroką skalę na termometrze.
   Nadia nie wiedząc co robić otworzyła szafkę, w której trzymała swoje szkolne podręczniki. Zaraz po otworzeniu jeden spadł jej na głowę. Ała...- burknęła cicho i spojrzała na podłogę. Sądziła, że zwykłe spadnięcie jakiejś książki na głowę nie może jej zepsuć humoru, a jednak, a wszystko, dlatego że ów podręcznik był książką do fizyki. To był jej znienawidzony przedmiot, nie potrafiła pojąć prawie niczego co było tłumaczone na lekcjach. Sama się dziwiła jak zdawała do tej pory ten przedmiot.
   Jednak wzięła ją do ręki i przeglądając strony trafiła na jakiś temat nie obowiązkowy o kosmosie. Przeczytała ten temat. Po chwili zaczęła czuć dziwne przerażenie.
   Jedno z praw fizyki zostało już złamane- Ziemia wyleciała z własnej orbity, to praktycznie było nie możliwe. A teraz jeszcze druga rzecz- Ziemia dalej leciała w jakimś kierunku w egzosferze, nie przebytej próżni, chociaż przyciąganie innych planet lub gwiazd powinno dawno zadziałać. Czyżby to było możliwe, że to wszystko zostało zaplanowane?- zastanawiała się.
   Szukając do późnego wieczora informacji w podręczniku zasnęła, z głową opartą na biurku, tak mocno, że nawet nie zorientowała się kiedy ojciec przeniósł ją na jej łóżko, gdzie niewątpliwie było jej wygodniej.

   Kolorowe obrazy zaczęły się rozmazywać. Dźwięki z innych części mieszkania zaczęły powoli dochodzić do jej uszu. Świadomość wracała. Nadia żałowała, że zaczęła się budzić. Dlatego nie otwierała oczu, a szczelniej przykryła się kołdrą.
   Po kilku minutach leżenia stwierdziła, że jest jej zbyt ciepło- przez ostatnie kilka dni nie doświadczyła takiego ciepła. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że czuję coś ciepłego na policzku, coś co znała...
    Usiadła, przecierając zaspane oczy i spojrzała przez okno, które było wysunięte na wschód. Oniemiała, gdy zobaczyła Słońce, to znaczy Nowe Słońce- przecież nie mogło to być te "stare".
   Śnieg gwałtownie topniał, ukazując zmieniony całkowicie krajobraz. Bloki nie były już postawione na równej ziemi lecz każdy był o kilka metrów wyżej, bądź niżej. Powstały tam miniaturowe góry. Spojrzała na termometr za oknem. Wskazywał 20 stopni Celsjusza, a dopiero była ósma rano.
   Rozweselona wybiegła z pokoju do kuchni, w której zwykli przesiadywać rodzice. Zdziwiła się gdy ich tam nie było. Po chwili usłyszała cichą rozmowę i podążyła za głosem. Dobiegał on z balkonu, na którym siedzieli jej rodzice na krzesłach, wygrzewając się w Nowym Słońcu. Usiadła obok nich i również wystawiła twarz do tak ciepłych i przyjaznych promieni.

   Raz... dwa... trzy... atak... raz... dwa... trzy... atak- słowa te odbijały się w jej głowie. Właśnie liczyła ilości odbić piłki do siatkówki, podczas treningu, na zwyczajnym w-fie w szkole. Grała na pozycji zagrywającej. Najwięcej piłek trafiało do jej koleżanek z przodu, więc stała ciągle przygotowana do odbioru. Kiedyś byłaby w 100% pewna, że żadna jej przyjaciółka nie zapomni i nie wystawi niepotrzebnie piłki, gdy ta nadaje się tylko do przebicia, ale teraz już nie była pewna. Tyle w jej życiu się zmieniło, te rzeczy, które mogłyby się rzadko wydarzyć uważała za najbardziej prawdopodobne.
   Np. to, że nauczyciele pracują teraz za darmo- przynajmniej na obszarze Polski. Cudem odzyskano łączność telewizyjną i radiową, a wtedy premier wygłosił mowę dotycząca darmowego edukowania młodzieży, w celu odnowienia państwa od podstaw. Na razie wszelka praca w biurach nie miała sensu- najważniejsza była uprawa roślin i naprawa budynków, różnych konstrukcji itp. po tym jak je zniszczył śnieg, a potem woda. Pieniądze chwilowo nie miały znaczenia.
   Sama nie wiedziała też jak, ale udało się zorganizować miejskie finały siatkówki, w których tak bardzo chciała zagrać. Już tylko kilka dni do nich...- pomyślała.
   Usłyszała krzyk. Nie... to nie był pojedynczy krzyk, ale całe zdania mówione bardzo głośnym tonem. Ocknęła się ze swoich myśli i okazało się, że wszystkie słowa były kierowane pod jej adresem. Przepuściła piłkę. Tylko stała nieruchomo, jak słup soli i przepuściła piłkę.
   - Nadia obudź się! Nie śpij! Tu się gra!- wrzeszczał trener.
   - Przepraszam, to się nie powtórzy- odpowiedziała ze skruchą.

   Ciężko było jej powrócić do normalności. Wydawało jej się, że za każdym rogiem ulicy, za każdym cieniem jakiegoś przedmiotu kryje się coś złego, coś co zburzy jej nowo zaczęte życie. Jedynie pogoda dopisywała. Wyglądało na to, że klimat zmienił się całkowicie i na zawsze. Gorące Nowe Słońce tworzyło klimat podzwrotnikowy. 
   Myśl tylko o zbliżających się zawodach, o niczym innym
, to jest w tej chwili najważniejsze. Zachowuj się tak jakby nic się nie zmieniło oprócz pogody, najbliższego ukształtowania powierzchni i układu, w którym znajdowała się Ziemia. Po chwili przyszła jej jedna myśl- Czemu się uczyłam geografii? Tak i tak na nic mi teraz potrzebna...- sama uśmiechnęła się do siebie, bo wydawało jej się to dosyć komiczne.

   Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji- Nadia spojrzała na nazwę hali, na której miał się odbyć mecz finałowy pucharu na szczeblu miejskim. Znała doskonale ten budynek, leżący dosyć niedaleko jej miejsca zamieszkania. W tamtym dniu budził w niej podziw, ponieważ ten ogromny kompleks stał się miejscem walki o coś ważnego dla niej i nie tylko dla niej, jego mury miały już na zawsze zapamiętać Nadię Nowak- jedną z najlepszych zagrywających i siatkarek, w jej rodzinnym mieście .
   Po kilkunastu minutach ich trener zapukał do masywnych drzwi do szatni. Po usłyszeniu magicznego "proszę" wszedł i powiedział kilka słów jednak płynących prosto z jego serca.
   -Dziewczęta, wiem, że będzie ciężko, ale nigdy nie mówiłem, że będzie łatwo. Pamiętajcie, że jesteśmy szkolną, amatorską drużyną i tak zaszliśmy daleko. Nie oczekuje tego, że wygracie, ale mamy szanse, bo w końcu jakoś się tu dostaliśmy. Cieszcie się grą, gdyż to może być wasz ostatni wspólny mecz na zawodach, gdyż kończycie naukę w naszym gimnazjum. Chcę jedynie widzieć grę zespołową. Justyna- trener skierował się do kapitanki zespołu, najwyższej i najbardziej zrównoważonej dziewczyny w składzie.
   - Nasz trener już wszystko powiedział. Pozostało mi tylko jedno- wyciągnęła dłoń i wszystkie dziewczyny położyły po jednej swojej dłoni, na dłoni kapitanki.
   Wszystkie popatrzyły się na siebie ze zrozumieniem, zaufaniem i szczęściem.
   - Damy radę!- wykrzyknęły,  po czym po kolei zaczęły wychodzić z szatni na boisko.

   To już trzeci set. Rozstrzygający set, ponieważ był remis. Rywalki wygrywały tylko jednym punktem. Adrenalina Nadii i jej koleżanek sięgała szczytu. Muszą jeszcze zdobyć 3 punkty, aby wygrać.  Wynik wynosił 25:24, dla rywalek.
   Tak! Jedna z dziewczyn, z przeciwnej drużyny zbyt nisko serwowała, piłka nie przeszła przez siatkę lecz powoli po niej się ześlizgnęła i upadła na ziemię. Punkt bliżej zwycięstwa.
   Teraz Nadia. Trzymała piłkę mocno w dłoniach i poszła na aut, aby wykonać zagrywkę. Podrzuciła piłkę i mocno ją uderzyła. Piłka zahaczyła o siatkę, jednak przeszła na drugą połowę. Nawet błyskawiczna reakcja rozgrywającej i atakującej nic tu nie dała.
   Jeszcze tylko jeden punkt, tylko jeden punkt- myślały zawodniczki obu drużyn, dla każdych był tak ważny, dla jednych był nagrodą, szczęściem, za włożony trud w grę i poświęcenie swojego wolnego czasu, a dla drugich był to gorzki smak porażki.
   Nadziei serce łomotało tak, jakby miało jej się wyrwać z piersi. Czuła mocne pulsowanie krwi w swoich tętnicach. Patrzyła z uczuciem na piłkę, którą znowu dano jej do serwowania. Coraz gorzej widziała. Jej umysł był jeszcze na tyle trzeźwy, że wywnioskowała, że to przez ostre światło reflektorów i jej rozszerzone, przez adrenalinę źrenice.
   Ważne, że widzi piłkę, nic więcej się nie liczy. Zrobiła to co poprzednio, jednak poprawiając przy tym wysokość wyrzutu. 
   Rywalki jednak odebrały piłkę. Jedna już przymierzyła się do zbicia, rozgrywająca skoczyła do bloku, jednak piłka przeleciała obok. Na szczęście Justyna odebrała, podała do rozgrywającej jednak ta wyjątkowo źle oceniła odległość swoich koleżanek. Piłka powędrowała wysoko, ale pędziła prosto na boczny aut.
   Nadia poczuła mrowienie na skórze, przechodziły ją delikatne dreszcze. Jej tętno nagle się wyrównało i powróciło do normy. Nabrała powietrza do ust. Poczuła się niezwykle odświeżona i wypoczęta, siły zaczęły do niej wracać w zastraszającym tempie. Jej wzrok wyostrzył się nieco.
   Dzięki temu zauważyła, że wszyscy z jej drużyny się już poddali, a rywalki miały w oczach zwycięstwo, wiedziały, że jeśli teraz zdobędą wyrównawczy punkt jej drużyna się nie podniesie.
   Opuszczone dłonie zacisnęła w pięści. Poczuła kolejny przypływ energii. Ruszyła przed siebie, piłka jeszcze nie doleciała do ściany, na aut, ale jej odległość ciągle się zbliżała. Po przebiegnięciu kilku kroków podskoczyła. Uniosła się bardzo wysoko, nawet nie wiedziała jak to zrobiła, ważne, że dosięgała piłki. Uderzyła ją z całej siły jedną ręką. Po chwili uderzyła ona o pole przeciwniczek, o dziwo za piłką ciągnął się niebieski płomień.
   Nadia powróciła na podłogę i w szoku oglądała niebieskie płomienie, które ją okalały. Wszystkie pary oczu, które się znajdowały patrzyły tylko na nią. Zdumienie, szok, strach przed czymś nieznanym były dominującymi uczuciami na hali. Cało wydarzenie trwało zaledwie kilka sekund, a wszyscy myśleli, że minęły wieki. Płomienie zniknęły.

   Wszyscy nadal patrzyli się na Nadię, gdy nagle do hali weszło trzech dziwnych ludzi, właściwie nie ludzi.
    Byli to bardzo wysocy, niebiescy mężczyźni. Jednak każdy miał inny odcień niebieskiego swojej skóry.
   -Witajcie! Nazywam się Awen,- powiedział jeden z nich- wraz z moimi towarzyszami chcieliśmy Was powitać w naszej galaktyce Zaelion- wszyscy się zdziwili, gdyż nie wiedzieli, że znajdowali się w innej galaktyce- Przybyliśmy, żeby poznać Waszą akilliańską cywilizację i przy okazji zobaczyć waszego fluxa- powiedział poważnym tonem.
   Po całej hali, na boisku, na trybunach przeszedł cichy szmer odgłosów ludzi, którzy mimo tego samego języka porozumiewania się, nie zrozumieli co Awen powiedział.
   - Jesteśmy przedstawicielami planety Xzion, naszym fluxem jest Szarża- powiedział inny, z trzech przybyłych.
   - Mógłby mi pan coś wytłumaczyć?- zadała pytania Nadia Awenowi. Ten przytaknął- Dlaczego nazwał nas pan akilliańską cywilizacją? Jesteśmy Ziemianami. I co to jest w ogóle flux?
   - Nazwaliśmy Waszą planetę Akillian, ponieważ w jednym z dialektów naszej planety "aki" oznacza nowy, a "llian" planeta. Flux jest to pokład magicznej, potężnej energii, który znajduję się w każdej planecie naszej galaktyki. Jest niezwykle przydatny w życiu codziennym, jak i niezwykle efektowny w sportach, szczególnie piłce nożnej- odpowiedział mądrym tonem.
   - My też taki mamy?- nadal odzywała się tylko Nadzieja.
   - Oczywiście, przecież sama go przed chwilą używałaś.
   - Więc to były te niebieskie płomienie? To było niesamowite.
   - Z pewnością. Jak się nazywa?- zapytał z ciekawością w głosie. Wszyscy tam zgromadzeni spojrzeli ponowie na dziewczynę, oczekując jej odpowiedzi.
   No, myśl Nadia. Wymyśl jakąś odjazdową nazwę... Płomień, nie to zbyt łatwe...- myślała dziewczyna, jednak czując na sobie palące spojrzenia powiedziała to, co przyszło jej na myśl:
    - Oddech- wykrztusiła. Wybrała tą nazwę podświadomie, gdyż ów flux pomógł jej lepiej złapać swój własny oddech- Tak, nasz flux to Oddech- dodała po chwili, z pewnością w głosie.

   Po kilku miesiącach, po pamiętnym finale życie na Akillianie (taka nazwa Ziemi stosunkowo łatwo się przyjęła) wyglądało całkiem inaczej niż przez pierwsze 13 dni, zanim przylecieli mieszkańcy planety Xzion- zmodernizowane budynki, rolnictwo, technika i szereg innych unowocześnionych rzeczy pomogło rozwinąć się ludzkim umysłom bardziej, niż kiedykolwiek.
   Jednak mimo przydatnego rozwoju i małej populacji Akillianu część ludzi przy pomocy mieszkańców  z innych planet- Wamba i Xzion- wyemigrowało na nową planetę, gdzie wszystko stworzyli na takim poziomie, jak ziemskim. Ci konserwatyści dalej ślepo dążyli do swoich bliżej nie określonych celów, degradując środowisko i swoje zdrowie. Planetę, zaś nazwali Unadar.
   A sport? A Oddech? Cóż... Piłka nożna króluje w tej dziedzinie. Gdy więcej osób, grających w siatkówkę odkryło w sobie Oddech stwierdzono, że jest w tym sporcie zbyt mała odległość między zawodnikami, co nie daje efektywności. Natomiast wymóg ten świetnie spełniała piłka nożna.
   Oddech również przydał się w życiu codziennym- ułatwiał wiele czynności.
   Ale najważniejsze co jest tutaj napisane to wniosek, ważny wniosek, sprawdzający się w każdej sytuacji: nadzieja umiera ostatnia i zawsze jest szansa na polepszenie sytuacji swojej i nie tylko.

   Cóż za niespodziewane zakończenie- pomyślał Thran, gdy skończył czytać książkę, którą wypożyczył na czas przebywania jego i Marka w bibliotece. Po prostu nie chciał się nudzić, gdy po upływie kilku minut spostrzegł, że Mark nie odrywa wzroku od książki.
   Przeciągnął się lekko, gdyż już dosyć długi czas siedział w niezmienionej, ani razu pozycji na krześle. Przetarł oczy, jak to zwykle robił po przeczytaniu książki i spojrzał na krzesło obok, które było puste. Pamiętając wcześniejszą sytuację nie wykrzyknął jego imienia, a spokojnie wstał i podszedł do biurka, za którym siedziała Leslie.
   - Leslie, nie wiesz czasem gdzie podział się Mark?
   - Oczywiście- Thranowi trochę ulżyło- Pewnie teraz jest w waszym hotelu.
   - Jak to? Powiedziałem mu, że książkę ma przeczytać tutaj. Teraz na pewno jest już zajęty czymś innym i nie pamięta początku opowiadania- obrońca zaczął histeryzować.
   - Spokojnie. Przeczytał ją całą tutaj. Zdziwiłam się, że zrobił to tak szybko, ale powiedział, że bardzo go wciągnęła ta historia- powiedziała łagodnym tonem Leslie.
   - Naprawdę?! Uff... To dobrze, ale czemu nie powiedział mi, że już skończył?
   - Powiedział mi, że nie chciał ci przeszkadzać, gdy widział twoje wciągnięcie się w treść książki, więc poprosił, abym ci powiedziała co się z nim stało, gdy skończysz czytać. Nawet go przepytałam. O to cała historia- powiedziała dziewczyna z nadal z nieschodzącym uśmiechem z jej twarzy.
   - W takim razie dziękuje. Już muszę lecieć- powiedział piłkarz, patrząc na zegarek- Lepiej być przed treningiem trochę wcześniej w hotelu. Do zobaczenia później!- powiedział, kierując się w stronę wyjścia.
   - Do zobaczenia- odparła cicho Leslie.
   Skoro Mark przeczytał już jedno opowiadanie, to czemu nie miałby przeczytać ich więcej?- zastanawiał się Thran- Tak! Mam nową misję! Muszę nawrócić Marka na czytanie książek. To nie będzie łatwe... Ale spróbować nie zaszkodzi- pomyślał, spoglądając z zachwytem jeszcze raz przez swoje ramię na gmach tejże ogromnej biblioteki.